Podróżuj z Bazarem cz. I – Finlandia

Uwielbiam podróżować. Samolotem, pociągiem, autobusem – nieważne. Ważne, żeby coś zobaczyć, coś przeżyć i być blisko czegoś wartego uwagi.

Godzinami siedzę w Internecie i szukam pomysłu na kolejny wypad. Jakieś pół roku temu padło na Finlandię. Dlaczego? Już tłumaczę. W systemie rezerwacyjnym tanich linii lotniczych Wizzair pojawiły się bilety z Gdańska do Turku za 78 zł w dwie strony. Długo się nie wahałem. Piękna, mroźna Finlandia w styczniu? Brzmi fantastycznie! Później kupiłem bilety autobusowe sieci OnniBus. Za trzy kursy – Turku-Helsinki, Helsinki-Lahti i Lahti-Turku zapłaciłem łącznie… 3 euro. Niemożliwe? A jednak. Pozostał jedynie transport do Gdańska. Tu niezawodny okazał się, jak zawsze PolskiBus. Bilety w obie strony obciążyły mój budżet na kwotę… czterech złotych. Szybkie podsumowanie – loty, podróże po Finlandii i transport na lotnisko kosztowały mnie około 100 zł. Całkiem nieźle, prawda? Musiałem tylko załatwić jakiś nocleg i w drogę. Hotele w Skandynawii są bardzo drogie, ale ceny można obniżyć na różne sposoby. Ja za dwie noce w Helsinkach w dwuosobowym pokoju hostelowym (w tę podróż udałem się z ojcem) zapłaciłem 269 zł, co jak na fińskie warunki było bardzo tanim rozwiązaniem. Pobyt opłaciłem za pośrednictwem amerykańskiego serwisu roomertravel.com, gdzie za specjalny kod otrzymałem 25 dolarów zniżki. Pozostał jeszcze trzeci nocleg – w Turku. Skorzystałem z opcji last minute na portalu booking.com i za pokój w hotelu ze śniadaniem wyszło dokładnie 58,50 euro. Cała czterodniowa eskapada wyniosła więc niecałe 400 zł/osoba! Pozostało tylko kupić jedzenie, pamiątki, bilety na komunikację miejską i zwiedzanie…

Oferty Pracy Wronki

TURKU – pierwsza stolica Finlandii

Nasza podróż rozpoczęła się w czwartek, 22 stycznia. Pociągiem udaliśmy się do Poznania, gdzie kilka minut po północy mieliśmy autobus do Gdańska. Nad polskim Bałtykiem zameldowaliśmy się przed 6.00. Pojechaliśmy na lotnisko i czekaliśmy na samolot. Po 12.00 miejscowego czasu byliśmy już na miejscu. Mieliśmy małe problemy z lądowaniem w związku z obfitymi opadami śniegu, ale w końcu znaleźliśmy się na fińskiej ziemi. Jeszcze tylko fałszywy alarm (bombowy?) i mogliśmy spokojnie udać się do centrum miasta. Kauppatori, czyli Rynek funkcjonuje chyba we wszystkich miastach Finlandii. Można na nim kupić przede wszystkim artykuły spożywcze. Turku słynie z pięknie zachowanego średniowiecznego zamku. Jest to najstarszy zamek w Finlandii, którego zwiedzenie zajmuje sporo czasu, ale z całą stanowczością polecam. Warto też zobaczyć kilka kościołów, z katedrą z 1250 roku na czele. Moją uwagę przykuł natomiast pomnik… Włodzimierza Lenina, który znajduje się przed jednym z muzeów. Proszę wybaczyć, że nie wiem jakim, ale suomi nie jest moim ulubionym językiem. Widocznie, Finlandia nie przeszła jeszcze w pełni procesu dekomunizacji albo wśród społeczności dominują nadal skrajnie socjalistyczne poglądy. Późnym wieczorem wsiedliśmy do autobusu i udaliśmy się do obecnej stolicy – Helsinek.

HELSINKI – „miasto o wielu twarzach”

Wielu ludzi uważa, że Helsinki są nudne. Nie wiem na jakiej podstawie, ale nieraz z taką opinią się spotkałem. Nic bardziej mylnego. Sobotni poranek rozpoczął się od wizyty w porcie, z którego codziennie mnóstwo ludzi płynie do Sztokholmu i Tallina. Swoją drogą, Bałtyk zimą jest przepiękny. Idąc od portu w stronę Kauppatori, nie sposób przeoczyć „domu moskiewskiego”, czyli ciekawego budynku wykonanego w starym radzieckim stylu. Kilkaset metrów dalej po prawej stronie zza drzew wychyla się budynek katedry prawosławnej. Trzeba przyznać, że robi wrażenie. Nie jest to jednak najbardziej znany obiekt kultu religijnego w Finlandii. Z pewnością wizytówką Helsinek stała się katedra luterańska, która widnieje na zdecydowanej większości pocztówek. W jej pobliżu znajduje się Plac Senacki z… pomnikiem cara Rosji Aleksandra II. Po obejrzeniu wszystkich tych fantastycznych zabytków udaliśmy się promem na Suomenlinne, czyli szwedzką twierdzę wybudowaną w 1748 roku. Jest to zespół czterech małych wysepek połączonych ze sobą mostami, na których mieszka około 800 osób! Dodatkowo jest to jedna z większych atrakcji turystycznych wpisana w 1991 roku na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Na Suomenlinnie stacjonują też uczniowie wojskowej szkoły morskiej, a w jednym z muzeów militarnych znajduje się okręt podwodny z okresu II wojny światowej.

LAHTI – miasto trzech skoczni

Ostatni przystanek naszej wycieczki. W Lahti zameldowaliśmy się w niedzielę po 8.00. Zjedliśmy śniadanie i od razu udaliśmy się na kompleks narciarski Salpausselka. Trzeba uczciwie przyznać, że skocznie narciarskie w Lahti są niesamowite, zupełnie inne niż większość. Z pewnością wyróżniają się na mapie skoków narciarskich. Przed nimi, od strony miasta znajduje się hala hokejowa, na której na co dzień występują zawodnicy Pelicans Lahti. Oczywiście, poszliśmy ją zobaczyć. Co prawda zamiast hokeistów obejrzeliśmy konkurs łyżwiarstwa figurowego nastolatek… Następnie udaliśmy się do centrum, aby zobaczyć kościół Ristin. Jego wyjątkowość objawia się tym, że oprócz miejsca kultu religijnego w tym samym budynku mieści się… kawiarnia. Ostatnim, zdecydowanie najbardziej widowiskowym – jak się później okazało – miejscem docelowym okazała się zatoka, która zamarzła i stała się miejscem do spacerowania, jeżdżenia na nartach i… łowienia ryb pod lodem. Widok człowieka drążącego dziurę w lodzie na włożenie wędki – bezcenne i niezapomniane. Tak samo jak paralotniarze wyposażeni w narty. Naprawdę zapiera dech w piersiach, aż człowiek zazdrości i sam chciałby spróbować…

Koszt zorganizowania wycieczki to właściwie żadne pieniądze. Problem zaczyna się na miejscu. Ceny powalają praktycznie na kolana. Dla Polaka życie w Finlandii wydaje się mniej więcej 5-6 razy droższe, ale na kilka dni z pewnością da się polecieć. Bardzo chciałem zjeść mięso z renifera i niedługo mi się to uda. Przywiozłem je ze sobą. Oprócz tego do Polski przyjechały ze mną dwa oryginalne produkty z Laponii – herbata i likier z arktycznych żółtych malin. Mam też piękne, unikalne zdjęcia i wspomnienia, których nie zabierze mi nikt!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *