Powalająca wręcz empatia, czyli o Ukraińcach potrzebujących pomocy we Wronkach

Zanim wszyscy rozpłyniemy się w słodkim samozachwycie nad tym, jak to świetnie daliśmy sobie radę podczas tegorocznej pandemii, tworząc jedną, zwartą drużynę pod profesjonalnym przewodnictwem ekipy z Ratusza, poniżej taka oto historia z życia wzięta. Rzecz dzieje się tu i teraz, we Wronkach, w tym tygodniu. Jedność czasu i miejsca niczym w antycznej tragedii. Tyle, że ta tragedia jest jak najbardziej współczesna i rozgrywa się za płotem… – pisze Marek Lemiesz

Grupa trzydziestu osób z Ukrainy. Ośmiu w większości młodych chłopaków, reszta to kobiety, przekrój od dziewczyn po panie w wieku przedemerytalnym. W zeszłym tygodniu przyjechali do naszego miasta, do pracy. Przywiozła ich do Polski jedna z agencji pośrednictwa, kasując od każdego równowartość kilkuset złotych za zezwolenia i wizę, kolejne sto parędziesiąt za przejazd autokarem, a także po trzysta złotych (póki co, bez żadnego pokwitowania) za nocleg. Kto z Was ma jakieś pojęcie o realiach życia na Ukrainie, ten może wyobrazić sobie, ile to pieniędzy dla przeciętnego obywatela tego kraju. Na ich wyjazd zrzucają się nierzadko rodziny. Typowi emigranci zarobkowi, jakich codziennie widujemy na ulicy, wędrujących wte i wewte w niebieskich drelichach. Młode, studenckie pary, pragnące dorobić sobie podczas wakacji. Mężczyźni, którzy zdecydowali się na przyjazd do Polski na lata, żeby utrzymać rodziny, pozostawione gdzieś w Czerkasach czy Połtawie. Samotne matki, albo te typowe, silne ukraińskie „żinki”, wychowujące dzieci i niańczące do tego rozpitego, leniwego chłopa, który został tam i będzie połowę zarobionych w Polsce pieniędzy i tak przechlewał.
Wjeżdżając do Wronek, pozwolono im zrobić szybko zakupy spożywcze. Od tego momentu przebywają na ścisłej kwarantannie. Co oznacza, że nie wolno im opuszczać budynku pod groźbą wysokich kar pieniężnych, które są równowartością przeciętnych rocznych dochodów na Ukrainie. Pozostają zamknięci w hostelu, a właściwie przerobionym na ten cel jednorodzinnym domu-klocku na Zamościu. Mieli dostać wygodne pokoje czteroosobowe, tak im powiedziano przed przyjazdem. Na miejscu okazało się, ze zostali stłoczeni, po osiem osób w małych klitkach, na piętrowych pryczach, z dwiema małymi toaletami na trzydzieści dorosłych osób. Wytrzymalibyście dwa tygodnie w takich warunkach?…
Kłopoty zaczęły się w poniedziałek, gdy właściwie skończyły się zapasy żywności. Ponieważ wcześniej agencja pracy obiecała im dostarczenie artykułów spożywczych, zadzwonili do biura z prośbą, żeby przysłać kogoś, kto zrobi im zakupy. Ale nieoczekiwanie agencja odmówiła – dopóki przyjezdni nie mają podpisanych umów, nikt u nich nie kiwnie palcem, bo to nie ich problem, i tyle.
Ukraińcy zarejestrowali się więc poprzez aplikację „Kwarantanna domowa”, która w uzasadnionych przypadkach kontaktuje użytkowników z pomocą społeczną. I tu kolejny zonk: na terenie gminy podobno nie ma możliwości udzielenia wsparcia poprzez lokalną pomoc społeczną. Jeśli to prawda, ciekaw jestem, dlaczego?
Następnie zatelefonowali do Urzędu Miasta i Gminy. Na Ratuszowej odmówiono im pomocy, bo – po pierwsze – nie są obywatelami RP ani stałymi mieszkańcami gminy, po drugie – stanowią problem pracodawcy, który do Polski ich przywiózł.
Następny telefon był do MGOPS-u. Tam już podobno pracownicy socjalni znali ich sprawę, ale również odmówili udzielenia jakiejkolwiek pomocy w dowiezieniu żywności.
Powalająca wręcz empatia…
Sytuacja stała się nerwowa. Doszło do awantur pomiędzy ludźmi zamkniętymi na tak małej przestrzeni. Krzyki zaalarmowały sąsiadów, którzy ściągnęli policję i przedstawicielkę agencji, również Ukrainkę. Ta ostatnia – uwaga, wbrew obowiązującym regulacjom Ministerstwa Zdrowia – weszła do budynku i… usiłowała wyrzucić z niego na ulicę, natychmiast, z bagażami i bez zwrotu pieniędzy, trzech najgłośniej protestujących przeciwko całej sytuacji chłopaków, do tego informując ich, że umów o pracę nie otrzymają.
Jakby tego było mało, pracownica pośrednictwa zabroniła polskiej właścicielce nieruchomości dokonywać dla mieszkańców hostelu jakichkolwiek zakupów żywności. Zapewne w ramach represji i swoiście rozumianej odpowiedzialności zbiorowej.
Na szczęście przytomnie zachowali się policjanci, którzy panią tę zabrali (prawdopodobnie na komisariat) pod pretekstem złamania przepisów o kwarantannie.
Tak przedstawili mi sytuację sami Ukraińcy z Zamościa, z którymi rozmawiałem osobiście kilkakrotnie w ostatnich dniach.
Jak do tego doszło, że poznałem ich historię?
Zdesperowani, zagubieni w obcym środowisku ludzie (większość jest w Polsce po raz pierwszy, tylko dwie osoby znają nasz język), pozbawieni wsparcia skądkolwiek, zaczęli za pośrednictwem Facebooka rozpaczliwie kontaktować się z okolicznymi organizacjami społecznymi, prosząc o pomoc. Napisali też do „Fundacji Serce Doliny Warty”.
Tej samej Fundacji, która najwyraźniej niczego nie zrobiła dla lokalnej społeczności podczas wiosennej pandemii, skoro nie zasłużyła sobie nawet na gest zaproszenia na niedawne spotkanie, na którym władze miasta wręczały dyplomy wolontariuszom, zaangażowanym w szycie maseczek i dystrybucję pomocy (nota bene, również żywności i wody, zbieranej w owym czasie przez Fundację).
I nasza Fundacja potrzebującym Ukraińcom odpowiedziała. Jako jedyna. Dostarczyliśmy im wodę pitną z naszych zapasów, zrobiliśmy z żoną zakupy za przekazane pieniądze, a tym, którzy pozostali bez środków, kupiliśmy trochę podstawowych artykułów spożywczych z własnych pieniędzy.
Nie rozwiąże to jednak problemu. Kwarantanna będzie trwać do przyszłego wtorku. Ukraińcy będą jeszcze potrzebować pomocy w dowozie żywności, przynajmniej w sobotę i może w poniedziałek, nas przez weekend nie będzie na miejscu.
Może ktoś z Państwa może podjąć się zrobienia dla nich najważniejszych zakupów? Jeśli tak, proszę o kontakt. To uczciwi ludzie, nie żebrzą, mają jeszcze resztki oszczędności, zapłacą co do grosza za to, co na paragonie.

I jeszcze apel – do pana Tobiasza Chożalskiego oraz pozostałych pracowników UMiG, którzy nie tak dawno tworzyli, rzekomo przecież nieistniejący, „sztab kryzysowy”, a także do włodarzy Ratusza.

RUSZCIE SIĘ!
Jak powiedział Churchill: „historię piszą zwycięzcy”.
Najwyraźniej w historii epidemii COVID we Wronkach uznali się Państwo za zwycięzców i postanowili tę historię napisać od nowa, po swojemu, wymazując to, co z perspektywy czasu niewygodne. W porządku, przyjmijmy więc, że od początku mieliście wszystko pod kontrolą, działania Urzędu były sprawnie skoordynowane, a nie chaotyczne i spóźnione o tygodnie, nikt niczego nie musiał Wam podpowiadać, a zrealizowane inicjatywy były wyłącznie Waszymi pomysłami. Tym większa spoczywa na Was teraz odpowiedzialność i tym bardziej macie właśnie okazję wykazać się kolejnym sukcesem, który później okrasicie na fejsie uroczymi emotikonami z serduchem czy naprężonym muskułem, tudzież komentarzami o „kawale dobrej wspólnej roboty” i o tym, że „we wspólnym działaniu siła”. Ruszcie się więc i spróbujcie udzielić tym ludziom pomocy, na jaką zasługują. Bo są gośćmi na naszej wronieckiej ziemi, a ta smutna i żenująca dla nas wszystkich sytuacja chluby Wam nie przynosi, co najwyżej może być źródłem wstydu, że takie rzeczy dzieją się na naszych i Waszych oczach.
Marek Lemiesz
    A oto komentarze Czytelników:
    Agnieszka Wirszyc
    Marek, jak można pomóc? Ktoś zbiera żywność, pieniądze? Daj znać
    Marek Lemiesz
    Agnieszko, odpowiedź niżej. Dużo ludzi zgłosiło się do pomocy, aż miło. Ratusz też nachylił się nad sprawą i sprawdzi przepisy. Podobno Amica również rozważa weryfikację współpracujących agencji, bo takie historie wszak pośrednio godzą w wizerunek koncernu.
    Szymon Paluch
    Jak Miasto i Gmina nie może nic zrobić to sami pomożemy… Nie pierwszy raz z resztą….
    Andrzej Deruchowski
    Gdzie można zawieść ,żywność dla tych ludzi ?
    Andrzej Witkowski
    Kto organizuje pomoc albo adres poprosze gdzie oni są …..nie do wiary nie wierze
    Mariola Kaszyńska
    Jak można pomóc?
    Marek Lemiesz
    Dzień dobry ponownie! Chciałbym z całego serca podziękować za zainteresowanie sprawą. Wykazali się Państwo, jako mieszkańcy Wronek, ogromną empatią, której być może zabrakło instytucjom i agencji pośrednictwa. W ciągu godziny mieliśmy kilkanaście zgłoszeń od chętnych, którzy są gotowi zrobić Ukraińcom zakupy i dostarczyć je pod ich adres. Myślę, że damy radę to zorganizować w sobotę i poniedziałek. Co więcej, podobno przed chwilą była jakaś pani i dostarczyła siatkę zakupów! Ale proszę, póki co, tego nie robić. Nie jest to konieczne. Osoby na kwarantannie mają jeszcze pieniądze i mogą za zakupy zapłacić. Raz jeszcze dziękuję. Są Państwo wspaniali.
    Andrzej Witkowski- Marek Lemiesz
     Daj znać jak co i kiedy w sobotę lub poniedziałek… A adres znam
    Marek Lemiesz
    Jeszcze jedno: celowo nie podałem adresu domu ani nazwy agencji. Nie chciałbym, aby Ukraińcy ponieśli konsekwencje tego, że odważyli się zgłosić sposób, w jaki potraktowała ich agencja. Mam nadzieję, że media będą sprawę pilotować i dopilnują, żeby po kwarantannie ci ludzie nie zostali odesłani „za karę” na Ukrainę. Dzwonił też do mnie pan Tobiasz Chożalski. Zapewnił, że postara się przyjrzeć tej i podobnym sprawom, aby w przyszłości gmina mogła udzielić pomocy obcokrajowcom na kwarantannie.
    I jeszcze jedna prośba: proszę nie obarczać w jakikolwiek sposób winą właścicieli nieruchomości. Akurat pani, będąca właścicielką hostelu,jest pozytywną postacią w tej smutnej historii i Ukraińcy wyrażają się o niej bardzo ciepło. Próbowała podobno mieszkańcom pomóc, jednak kategorycznie zabroniono jej dostarczyć im żywnośc
    Andrzej Witkowski- Mariola Kaszyńska
     Mieszkają na Zamościu kiedy dowiem się o adres pojadę zawieźć co mogę.

     

komentarzy 7

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *