BONIEK WCALE NIE UMARŁ – pisze Artur Hibner

Minionego piątku odprowadziliśmy na miejsce wiecznego spoczynku Zbyszka Kudlińskiego, „Bońka”. Mojego przyjaciela, właściwie brata…

Oferty Pracy Wronki

Z Bońkiem poznaliśmy się 45 lat temu „na placu” (boisku) przed wartosławskim kościołem. W miejscu, gdzie w piątek żegnały Go m.in. tłumy jego znajomych, przyjaciół, współpracowników. To tam narodził się piłkarski talent Bońka; narodziła się nasza dziecięca, a później trwała nasza młodzieńcza przyjaźń. Przyjaźń, która trwała przez całe nasze dorosłe życie.

Z tego piaszczysto-trawiastego boiska Boniek trafił w latach osiemdziesiątych do trampkarzy Błękitnych Wronki (gdzie z bratem Rafałem został wypatrzony w niespodziewanie wygranym przez Wartę Wartosław „Turnieju dzikich drużyn” na stadionie Błękitnych we Wronkach). Bardzo szybko ze swym bratem zaczęli grać w seniorach. Później przyszła FK Amica, gdzie Zbyszek grał w drugiej drużynie. Następnie trafił do Warty Obrzycko (na mecze i treningi woziłem Bońka maluchem brata Rafała, który akurat odbywał służbę wojskową). Następnie Zbyszek przeszedł do Czarnych Wróblewo. Stamtąd, w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych, razem z Rafałem wrócił do Warty Wartosław – którą to z moim bratem Pawłem reaktywowaliśmy, zgłaszaliśmy do rozgrywek związkowych. W Warcie pozostał do końca…

Boniek błyszczał techniką, inteligencją piłkarską, pozytywnym nastawieniem. Nie rozpaczał po porażkach. Liczył, ile „kanałów założył” przeciwnikom. Dla rozładowania napięcia nierzadko kazał nam patrzeć po meczu na opustoszałe już boisko, czy „jeszcze się nie kręcą” (przeciwnicy po „założeniu siatki”).

Bo Zbyszek na boisku i poza nim zarażał swoim humorem, uśmiechem. BO TAK BUDOWAŁ RELACJE. Bońka nie dało się nie lubić. Nie dlatego tylko że był duszą towarzystwa, śmieszkiem. Był zawsze skory do pomocy, do bezinteresownej ciężkiej pracy. Zbyszek nie był mściwy, nie chował urazy. Był dobrym, wrażliwym człowiekiem.

W ostatniej drodze spod kościoła (naszego dziecięcego boiska-placu) TEGO ZBYSZKA widziałem właśnie m.in. w braci piłkarskiej – kolegach z Błękitnych Wronki z lat osiemdziesiątych, Amiki, Warty Obrzycko, Czarnych Wróblewo, Warty Wartosław, różnych LZS-ów z gminy Wronki. Boniek grał w swojej karierze na boiskach często przeciwko nim. ALE BYŁ PRZYJACIELEM NA ZAWSZE dla wszystkich. Jechał na przykład, już jako kibic wartosławskiej drużyny, do Obrzycka – ale na obrzyckim stadionie potrafił spędzić cały mecz z kolegami z dawnej obrzyckiej drużyny z „Szeryfem” na czele.

Dziś jako trener myślę, że Boniek dawno robił to – co my „odkrywamy” teraz m.in. w kontekście pracy z dziećmi i młodzieżą. SZACUNEK dla wszystkich, różnych ludzi z różnych środowisk, klubów. RADOŚĆ z gry, indywidualnego rozwoju, bycia razem – a nie wyniku. POŚWIĘCENIE, gotowość do jego niesienia. PRZEBACZENIE.

Gdy w piątek patrzyłem na RÓŻNYCH (nieraz poróżnionych) ludzi – także ze świata lokalnej piłki – ZGROMADZONYCH na pogrzebie byłem wzruszony, wdzięczny.

Boniek wcale nie umarł. On żyje w nas.

Artur Hibner

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *