„Droga do porozumienia prowadzi przez prawdę…”
|Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski jest „polskim Ormianinem” bardzo zaangażowanym w sprawy naszego kraju. W PRL-u był cenionym działaczem antykomunistycznym, a obecnie słynie z kontrowersyjnych poglądów związanych z konfliktem na Ukrainie.
Gdzie znajduje się granica konformizmu jaką mogą osiągać politycy we wspieraniu proeuropejskich aspiracji Ukrainy?
Trzeba zacząć od tego, że Ukraina jest bardzo dużym krajem, ogromnie podzielonym nie tylko historią, ale narodowościowo, wyznaniowo a także politycznie i jest między dwoma biegunami – między Europą (mam tu na myśli Unię Europejską) a Rosją. W tej chwili wszystko wskazuje na to, że ten kraj chyba się rozpadnie na pół, albo jeszcze bardziej.
Uważam, że nie można stosować zasady „wróg mego wroga jest moim przyjacielem”, bo może to doprowadzić do sytuacji skrajnych. Dzisiaj wspieranie np. nazistowskiej partii Swoboda Ołeha Tiahnyboka, fotografowanie się polskich polityków pod portretami Bandery – zbrodniarza – który zresztą tutaj siedział we Wronkach, czy krzyczenie haseł banderowskich: „sława Ukrainie” i odpowiedź: „herojom sława” jest co najmniej nieodpowiedzialne. Dzisiaj tam jest kocioł i trzeba być naprawdę bardzo roztropnym i bardzo uważać żeby nie ulec emocjom i później nie żałować tego.
To w takim razie jaką postawę powinniśmy przyjąć jako państwo? Realpolitik, czy kierować się sentymentami?
Trzeba popatrzeć, co robią inne kraje europejskie. One nie wysyłają swoich polityków na Majdan, żeby tam krzyczeli. Więc trzeba też się uczyć. Jednakże w tak trudnej sytuacji przede wszystkim, trzeba się zastanowić nad dwiema sprawami – czy Unia Europejska chce rzeczywiście Ukrainy? I czy ona ma na to środki finansowe, żeby ten kraj wciągnąć w struktury? – to jest pierwsze. Druga sprawa, czy sami Ukraińcy chcą? Dzisiaj wszelkie sondaże pokazują, że to jest pół na pół. Czyli może dojść do paradoksu, że niewielkim procentem głosów, np. przeciwnicy Unii Europejskiej zadecydują, żeby nie wchodzić. No więc najpierw, trzeba demokratycznie poprzez wybory, wcześniejsze wybory, nie wtrącać się w te wybory, poczekać czy Ukraińcy sami zadecydują a nie na razie obiecywać im gruszki na wierzbie.
Jak możemy ocenić legitymację Euromajdanu do podejmowania decyzji za Ukraińców skoro to jest „głos ludu”?
Ale co to znaczy głos ludu? Tam jest 45 milionów ludzi (obywateli Ukrainy – przyp. red.), na Majdanie jest kilka tysięcy. Oczywiście rząd wypalił się, prezydent Janukowycz też – powinien odejść. To jest mój taki pewnik, że nie da się z tą władzą. Natomiast we wszystkich strukturach europejskich zmienia się władzę poprzez głosowanie. Sytuacja jest taka, że obecny prezydent Janukowycz został wybrany w wolnych, uznanych przez Unię Europejską, demokratycznych wyborach. Więc nie można powiedzieć, że rozwiązanie jest takie, że my będziemy budowali barykady na ulicach. Zresztą nie wierzę, że w Berlinie, Paryżu czy w Londynie ktokolwiek by się zgodził na taki Majdan, bo są inne sposoby rozwiązywania konfliktów. Nie wierzę też żeby Majdan był reprezentantem całego narodu ukraińskiego. On jest ogromnie podzielony. Część ludzi rzeczywiście popiera Majdan, część jest jemu przeciwna, a część się po prostu boi, że się rozpęta piekło.
Czy możemy uzasadnić popularność OUN, UPA, SS „Galizien” tym, że Ukraińcy potrzebują budowania własnej świadomości narodowej, że chcą otrząsnąć się z niewoli sowieckiej poprzez odnalezienie własnych korzeni?
Oczywiście, tylko nigdy dla narodu dobrymi korzeniami nie będą zbrodniarze. To tak jakby ruch chłopski, ludowy w Polsce odwołał się do Jakuba Szeli, który też rżnął piłą, będąc zresztą szczuty przez Austriaków więc są jakieś granice tego, kto może być bohaterem. Nie wierzę, żeby w Niemczech uznano za bohaterów esesmanów czy Gestapo. Ukraińcy powinni szukać innych korzeni, natomiast bardzo silny ruch nacjonalistyczny manipuluje opinią publiczną na Ukrainie jak i w Europie, i stara się wcisnąć swoich, czyli UPA, SS „Galizien” i Banderę. Dopóki na Majdanie będą flagi czerwono-czarne – banderowskie – pod którymi mordowano Polaków i Żydów, dopóki będzie portret Bandery, trudno będzie uwierzyć, że są to zmiany demokratyczne.
Co w takim razie powinniśmy zrobić żeby móc osiągnąć porozumienie między Polakami a Ukraińcami w kwestii Wołynia, UPA, Bandery?
Przede wszystkim mówić prawdę! Jeszcze nikt nigdy w historii, to podkreślił jeden z historyków brytyjskich, nie zbudował porozumienia między narodami na kłamstwie i przemilczeniu. Nie można kłamać, nie można tego przemilczeć. Dlatego strona polska, czy to politycy, czy w ogóle społeczeństwo, powinna mówić prawdę o tym, czym było ludobójstwo dokonane przez UPA i SS „Galizien” nie tylko na Wołyniu, ale także w Małopolsce wschodniej, na Lubelszczyźnie, Podkarpaciu. Mówić prawdę, potępić zbrodniarzy, uczcić ofiary – to jest droga, która prowadzi do pojednania i przebaczenia. Natomiast dzisiaj się słyszy taką wersję, że lepsza Ukraina banderowska niż sowiecka. To tak jakby powiedzieć, że lepsza dżuma niż cholera, albo żeby choremu na czerwonkę dla poprawienia jego stanu zdrowia wszczepić wirus tyfusa plamistego. To są absurdy i dlatego dziwię się tym politykom, którzy nie znając kompletnie realiów ukraińskich, chcą na Ukrainie w sposób bardzo łatwy manipulować. Ci politycy moim zdaniem nie mają czystych intencji, oni jadą tam dla celów swoich, prywatnych, żeby ugrać pewne sprawy.
Rozmawiał: Artur Lorek