Jak być kochaną, czyli polska polityka – list Czytelnika
Na temat sytuacji politycznej w kraju pisze Tomasz Ziółek
Wraz z nastającą wiosną i ożywiająca się naturą ożywia się atmosfera polityczna w kraju. Partie polityczne rozpoczęły kampanię przed wyborami do parlamentu europejskiego i późniejszymi wyborami do polskiego parlamentu. Rozpoczęły energicznie i nie ma tygodnia, by na konwencjach wyborczych poszczególnych partii nie padały oskarżenia pod adresem przeciwników politycznych, a nawet straszenie nimi i zapewnienia, że dana partia jest najlepiej przygotowana do rządzenia. Na ostatnim miejscu jest prezentacja programu, również przez partie, które się chwalą, że taki program mają. Na politykę patrzę chłodnym okiem i nie nazwę programem populistycznych haseł i obietnic, których jedynym celem jest wygranie wyborów. Przy tej populistycznej grze budżet państwa jest używany jako instrument do zdobywania i utrzymania władzy.
Mam tu na myśli sposób wprowadzania dodatków socjalnych dla potencjalnych wyborców traktowany jako kiełbasa wyborcza. Przed ogłoszeniem dodatków socjalnych nie było poważnej debaty, a obwieszczenie prezesa partii o ogromnych wydatkach, które budżet państwa przewracały do góry nogami, nastąpiło prawie natychmiast po jego uchwaleniu. Można mieć poważne wątpliwości, czy było to zgodne z demokratycznymi regułami rządzenia państwem i poważnie byli traktowani posłowie opozycji, eksperci i właśni posłowie, którzy nad budżetem niedawno pracowali, spierali się o wydatki pobierali diety i wynagrodzenia. Bo nawet jeśli to rząd przygotowywał projekty bez wtajemniczania opinii publicznej, to miejscem ich prezentowania jest parlament, a nie partyjna konwencja wyborcza.
Nie w każdym kraju taka manipulacja budżetem państwa byłaby możliwa. W 2016 roku przeprowadzono w Szwajcarii referendum w sprawie tzw. dochodu gwarantowanego, który, według pomysłodawców, miałby przysługiwać każdemu obywatelowi. Miał on wynosić 2500 franków miesięcznie dla każdego dorosłego i 625 franków miesięcznie dla każdej osoby poniżej 18 lat, bez względu na osiągnięty dochód. Szwajcarię stać na wypłatę proponowanego zasiłku bez zadłużania budżetu państwa, mimo tego politycy obu izb parlamentu, po debacie, nie ulegli pokusie wystąpienia w roli super sponsora wszystkich Szwajcarów i projekt odrzucili. Zgodnie z obowiązującymi w tej sytuacji przepisami projekt został poddany pod głosowanie w ogólnokrajowym referendum, które go również odrzuciło olbrzymią większością głosów. Gdyby Szwajcarzy propozycję przyjęli, to i tak ich satysfakcja nie byłaby pełna, bo pozbawieni byliby możliwości poparcia ukochanego polityka, który im ufundował wspaniały prezent i wyrażenia jemu w ten sposób swojej wdzięczności. Szwajcarzy nie wiedzieli ile tracą! W Polsce do podobnego referendum na pewno by nie doszło, bo nasi politycy za bardzo chcą być kochani przez wyborców.
Trzeba przyznać, że bez prezentów trudno jest politykom przekonać do siebie opinię publiczną. Rząd działa na zasadzie gaszenia kryzysów spowodowanych sytuacjami, których nie potrafił na czas przewidzieć i im zapobiec (na przykład groźba wielkich podwyżek cen energii elektrycznej) lub przez zagrożenia strajkowe. Przy zażegnywaniu sytuacji kryzysowych nie bierze się pod uwagę długofalowych skutków podjętych działań, ale głównie swój doraźny interes polityczny. Ceny energii elektrycznej mogły zagrozić dalszym rządom Prawa i Sprawiedliwości i reakcja była natychmiastowa.
Protest służb mundurowych rząd musiał przyjąć na siebie i ustąpił bez twardej konfrontacji, bo rząd nie miał sposobu, by zapobiec bałaganowi na drogach w okresie Wszystkich Świętych. Przedstawiciele władzy używali, bardzo delikatnego, wyważonego, pełnego zrozumienia dla przedstawianych żądań języka. Nie powiedzieli stanowczo nawet tego, co było ich podstawowym obowiązkiem, że strajk przy użyciu zwolnień lekarskich jest nielegalny.
Przy negocjacjach z nauczycielami strona rządowa była bardziej stanowcza i przedstawiciele władzy prześcigali się w krytykowaniu przeciwnej strony sporu. Niektórzy politycy posuwali się nawet do obrażania strajkujących, inni bez zażenowania pletli bzdury wyolbrzymiając postulaty nauczycieli, nie zawsze dobrze świadczące o poziomie inteligencji wypowiadającego się. Większa odwaga polityków partii rządzącej w negocjacjach z nauczycielami brała się stąd, że na strajku nauczycieli mogą ucierpieć rodzice i uczniowie, co może spowodować niechęć do strajkujących. Władza miała zakładników i bardzo chętnie posługiwała się nimi jako tarczą.
Podobnie zachowywali się przedstawiciele władzy (nie tylko dzisiejszej) w obliczu strajków służby zdrowia; w tej sytuacji tarczą ochronną władzy były łóżka pacjentów. Można skwitować to stwierdzeniem, że łatwiej jest być nieustępliwym, gdy ma się dodatkową ochronę, tym niemniej wypowiedzi polityków o zagrożeniu dobra dzieci, czy dobra pacjentów pachną mocno kabotyństwem. To właśnie oni używają dzieci i pacjentów jako tarczy, by móc prowadzić grę ze strajkującymi, którzy nie mają po prostu innego wyjścia.
Gdy zagrożony jest własny interes politycy potrafią być bardzo szybcy, niezwykle ustępliwi, są nawet zdolni zwołać nadzwyczajne posiedzenie sejmu w okresie świąt Bożego Narodzenia.
Politycy wydają się mówić do wyborców: – Kochajcie nas, my Was przecież tak kochamy!
Was, czy siebie?
Tomasz Ziółek
Paliwo w mieście jest za drogie? Stalowa Wola zainwestowała i otworzyła swoją stację. Brzmi jak żart? Nie jest nim. Od kilku tygodni na Podkarpaciu działa stworzona z inicjatywy prezydenta stacja, która oferuje benzynę i olej napędowy po cenie niższej nawet o 40 gr. Byliśmy na miejscu.
Kilka tygodni temu prezydent Stalowej Woli Lucjusz Nadberężny otworzył nową stację i zapowiedział „odwilż” w cenach paliw i rozbicie sugerowanej przez mieszkańców zmowy cenowej, a przynajmniej otwarcie konkurencji.
Panie burmistrzu… może tego typu inicjatywa pomoże „rozbić ceny „na stacjach paliw we Wronkach?
Najtańsze paliwo w Stalowej Woli już dostępne dla mieszkańców. 20 marca Lucjusz Nadbereżny prezydent miasta Stalowej Woli oficjalnie otworzył miejską stację paliw. Za litr benzyny Pb 95 i oleju napędowego kierowcy zapłacą około 40 gr mniej niż na stacjach konkurencyjnych.
– W przeddzień wiosny ogłaszamy prawdziwą odwilż wyczekiwaną od lat w Stalowej Woli – odwilż na rynku cen paliw. Wśród mieszkańców panuje opinia, że w naszym mieście jest najdroższe paliwo, że nieważne na którą stację się pojedzie, są te same dużo wyższe niż nawet w okolicznych miejscowościach ceny paliw i nie ma konkurencji – poinformował dziś Lucjusz Nadbereżny prezydent miasta Stalowej Woli.
Panie Burmistrzu Wronek, może u nas tego typu pomysł jest potrzebny jak najszybciej żeby zbić ceny paliw, które są jedne z najwyższych w okolicy? Społeczność była by napewno wdzięczna, dziś paliwo to jedna z podstaw domowego budżetu a we Wronkach ceny tego surowca nie rozpieszczają.
Od cen jest: Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów
plac Powstańców Warszawy 1
00-950 Warszawa
mają też swoje urzędy w terenie.
Cenami nie zajmuje się Burmistrz.
Powiem tak: nie jeden i niejedna rodzinna firma sklepowa czy stacja z paliwami winna mieć się na Baczności co do zmowy cenowej. Podobnie jest ze zmową stawek proponowanych przez Pracodawców z Wronek swoim pracownikom.
Ktoś tam pisał o donosicielstwie w sprawie psich odchodów….
to błahostka z tym jak mieszkańcy zaczną pisać w sprawie cen – paliw także
STRACH się BAĆ.
Prezydent Stalowej Woli pokazał, że jest i podjął walkę z wysokimi cenami, choć masz felieton który wyraźnie opisuje sytuację w której „MOŻNA” to wmawiasz mi że burmistrz nie jest od tego…może być tylko czy chce?
Prohibicję mógł wprowadzić… mógł?