List Lecha Krzyżaniaka do mnie w sprawie… wszystkiego…

Nie przypuszczałem, że zamieszczenie artykułu na portalu internetowym zajmuje aż tyle czasu. Przypuszczam, że tak jak do listu p. Dorny przygotowujesz wybielający Cię wstęp do mojej publikacji. Po koleżeńsku radzę Ci – weź go na klatę, napisz jedno zdanie lub zwrot grzecznościowy jeśli Cię na to stać i zakończmy sprawę – czytam w mailu – wstępie do listu od Lecha Krzyżaniaka. I „biorę na klatę”. Nie komentuję, nie przygotowuję „wybielających wstępów”. Abym mogła coś sensownego odpowiedzieć na temat publikacji L. Krzyżaniaka we „Wronieckich Sprawach”, musiałabym wrócić do tamtych lat i znów pisać teksty usprawiedliwiające mnie, że „jestem czarna, ale nie jestem murzynem”. A na to najnormalniej szkoda mi czasu i zdrowia. Dla mnie to już historia. I mam inną jej ocenę

Oferty Pracy Wronki

Dalszy ciąg „pisma przewodniego”

Jeśli zaczniesz coś wyciągać lub sugerować jak kiedyś „/Lech zrozumia//ł po czasie i przerodził w opozycjonistę wszystkiego”/ to w odpowiedzi prześlę do Redakcji (a przy cenzurze u Was – na innych portalach) wyłącznie zewnętrzne oceny Twojej publicystyki np. audytora z UAM cyt. „stwierdził cyt. /„WS przedwyborcze /(nr 42/02 – przyp. L.K.) /wyra//źnie podniosły rangę burmistrza Kazimierza Michalaka. On dominował w gazecie. Zdjęcia, pozyty//wne oceny by//ły ułożone w ten s//posób, //że trudno dostrzec,////że był //celowo kreowany autorytet spo//łeczny”./

Wg mnie od II połowy 2001 r zniszczyłaś wiarygodność Wronieckich Spraw – patrz załącznik – /13 lat minęło/ i głównie Ty zablokowałaś, że zmiany w Ratuszu nie nastąpiły już w 2002 r – zmarnowałaś dla społeczeństwa całą kadencję 2002-2006. O ile pamiętam, to w 2002 r. przerżnęłaś wybory.

Twoje ocenę przyczyn, żeście mnie w 2001 r. pozostawili na pożarcie „lwom” (Twoja ilustracja w WS) usprawiedliwiałaś zgodnie z przyczynami, które rozumiałem. Pisałaś mniej więcej tak (jadę z pamięci ale znajdę oryginał) – jesteś odważny bo niezależny finansowa nie to co ja…. ale później byłaś bardziej otwarta: „/nie gryzie się ręki, która daje chleb”;

/Zrobię Ci zestawienie niezwykle ważnych spraw, które medialnie blokowałaś: chociażby niebezpieczną podłogę w sali gimn. SP2, którą bez Ciebie udało mi się zlikwidować, drewniane schody nasączone naftą i boisko sportowe w SP w Nowej Wsi utwardzonej żużlem itd.

Radzę więc mocno zastanów się nim popełnisz kolejne głupstwo.
Kiedyś zmusiłaś mnie do oceny przyczyn naszego konfliktu – przypominam Ci go w załączniku.

z koleżeńskim pozdrowieniem
Lechu*

Moja odpowiedź:

:) 

A tutaj treść listu – załącznika:

 

W obronie moich praw

               Na wstępie oświadczam, że od 13 lat zdecydowanie zaprzestałem publicystyki, publicznie nie komentuję bieżących spraw, a poniższy artykuł proszę traktować wyłącznie jako akt  samoobrony.

W artykule pt. „Co z moim prawem do wolności słowa i zapytań?” z 14 bm. zamieszczonym na portalu WB kol. Grażyna Kaźmierczak przypomniała uchwałę  RMiG (???- wg mnie doraźne wnioski formalne radnych). Uzupełniła tę informację cyt. „podjęta była pod Lecha Krzyżaniaka”,który pytał ciągle i ciągle domagał się wyjaśnień”. Pytam retorycznie – czy do meritum sprawy nie wystarczyło przywołanie cenzorskich głosowań sprzed 18 lat bez podawania mojego nazwiska ?.

Po osiągnięciu zamierzonego celu mojej niezwykle wzmożonej aktywności prasowej przed wyborami samorządowymi 2006 r. zapowiedziałem zaprzestanie publicystyki stawiając jeden warunek. Osoby, z którymi miałem „na pieńku” z powodów społeczno-samorządowo-prasowych nie będą mnie „kąsać”. Nikomu nie pozwoliłem i nie pozwolę na publiczne wypaczanie sensu mojej działalności społecznej. Możemy się różnić w ocenie faktów i prywatnie, „do upadłego”, spierać się o ich podłoże. Na poparcie swoich poglądów i przywoływanych faktów mam archiwum (od 1980 r.), a w nim m. innymi prawie wszystkie dokumenty RMiG (1994-2002), złożone interpelacje, korespondencję, artykuły prasowe itd.

Uważam, że tak jak kol. Grażyna ma prawo dochodzić swoich racji tak i ja mam prawo: albo do przemilczania w publikatorach mojej działalności społecznej (jeśli to komuś niewygodne), albo do jej rzetelnej  oceny, opartej na faktach. Przywołanie w tej nieprecyzyjnej informacji tylko jednego ze sposobów moich działań uważam za co najmniej niestosowne. Postronny czytelnik (zwłaszcza młody) może wyciągnąć z niej prosty wniosek, że jedynym celem mojej działalności jako radnego było zadawanie pytań – nie wiadomo jakiej wartości merytorycznej. Jeśli będzie miał dobrą pamięć, połączy to z przypisanym mi wcześniej (także na łamach WB) autorstwem tytułu wywiadu prasowego ze mną (z 2006 r.) pt. „We Wronkach ponownie rusza „Tuba Ratusza?”. Dotąd byłem przekonany, że reagując na tamtą, kłamliwą informację, w prywatnej korespondencji e-mailowej z 3.02.2015r. (i wcześniejszej) wystarczająco dobitnie przypomniałem i wyjaśniłem kol. Grażynie wiele faktów, z których powinna wyciągnąć wnioski.

Niestety, takie medialnie nośne „reklamy” mojej osoby otrzymuję od kol. Grażyny na łamach WB (przedtem na łamach Wronieckich Spraw od 2002 r.). Traktuję je jako swoiste „podziękowania” za moją działalność społeczną. W wydanej przez TMZW w 2004 r. książce pt. “Kompendium wiedzy – Wronki” (z korektą kol. Grażyny) całkowicie pominięto 18-letnie zmagania naszego społeczeństwa o administracyjny powrót do woj. poznańskiego. Temat spłycono (przypuszczam, że z mojego powodu) do trzech kilkuwierszowych notatek prawie wyłącznie o powstaniu i zakończeniu pracy „społecznego zespołu…”. Brak w nich podstawowych informacji, chociażby tych, że reprezentowaliśmy ok. 95 % społeczeństwa oraz co ono zyskało za swoją aktywność w tamtym okresie.

Okazuje się, że tysiące godzin, które przez 36 lat wyrwałem mojej rodzinie (od 1989 r. także firmie) i poświęciłem interesowi społecznemu kolejny raz można próbować dewaluować i zamazywać. Proszę Czytelników o wybaczenie mi chwilowego braku skromności. Zaistniałą sytuacją czuję się zobowiązanym do oświadczenia, że robiłem to autentycznie społecznie. Od 1980 r. ponosiłem wszystkie koszty materialne z tym związane. Należne ustawowo diety radnego (za 8 lat członkostwa w RMiG jak i 4 lata w Sejmiku Samorządowym Województwa Pilskiego) przekazywałem na cele społeczne.

Taką kolejną „zapłatę” otrzymuję od Koleżanki, która przynajmniej od 1994 r. zna w szczegółach moją nieustępliwość w obronie jawności i demokracji samorządowej, dbałości o gminny budżet, obronę  radnych ze „zbuntowanej 10-ki” (której była członkiem) przed szykanami, zmagania o apolityczność TMZW i Wronieckich Spraw”, o złożonych dziesiątkach interpelacji, analiz, inicjatyw w zakresie infrastruktury miejsko-gminnej itd.

Z blokowaniem informowania przeze mnie społeczeństwa o istotnych sprawach społecznych i „nieprawidłowościach” budżetowych spotykałem się od października 1980 r. Przypomnę kilka istotnych faktów. Po powołaniu w 1980 r. społecznego zespołu …. miałem zakaz opuszczania POMETu nawet na prywatne (do odpracowania) przepustki. Od 13.12.1981 r. do 29.11.1989 r. musiałem respektować zakaz udzielania jakichkolwiek wywiadów prasowych czy telewizyjnych, publikacji prasowych itp.                    Jak wyglądała cenzura moich publikacji (od 2000 r.) na łamach lokalnej prasy, w tym także Wronieckich Spraw, (zwłaszcza przed wyborami 2002 i 2006 r.) kol. Grażyna wie najlepiej. Nie publikowano, ustawowo nakazanych, sprostowań do tendencyjnych artykułów ani polemiki z ohydnymi artykułami na mój temat.

Pisząc ten artykuł ciągle nurtuje mnie kolejne pytanie retoryczne. Czy kol. Grażyna ma moralne prawo oczekiwać odpowiedzi na pytanie zawarte w tytule swojego artykułu ?. Pamiętam kilku radnych, którzy w trakcie kadencji 1998-2002, ze znanych mi powodów, zmienili poglądy i wchodzili w krytykowane wcześniej „układy”. Przypomnę chociażby sytuację w Radzie począwszy od II połowy 2001 r. i głosowania nad moimi „projektami” uchwał na sesji we Wróblewie 11.09.2002 r.  Radzę przypomnieć sobie także wyniki badań przez zewnętrznego audytora tematyki 300-tu numerów Wronieckich Spraw ( WS 21/2003).

Przepraszam za obszerność artykułu w nadziei, że nie będę więcej prowokowany.

 

Wronki, 2019.06.17                                                                                                 Lech Krzyżaniak

 

A tu wspomniany przez L. Krzyżaniaka (skrót) raport o „Wronieckich Sprawach” drukowany we …. „Wronieckich Sprawach”… , czyli żaden tajny raport.

ZAMIAST KOMENTARZA:

Tak było… To historia. Utrwalona na stronach gazety.

Nie chcę komentować tego listu. Naprawdę nie mam sił i czasu na to. Każdy, kto żył wówczas, wie, jak było, reszty i tak nie przekonam.

Żyję „tu i teraz”. Wszystko, co przeżyłam ukształtowało mnie właśnie taką jaką jestem.

Polityka, w której uczestniczyłam mnie rozczarowała, ale jednocześnie pewnych rzeczy mnie nauczyła. Szczególnie tego, że nie zawsze jest tak, jak sobie to wymarzyłam.
W polityce zawsze ktoś rządzi, a ktoś jest rządzonym. Tak było, jest i będzie. A kto rządzi – rozdaje karty. A mnie się to może podobać lub nie. I z tego też mam dwa wyjścia: albo siedzę cicho, albo mówię głośno. Sama dokonałam wyboru.

I na koniec powiem jeszcze szczerze: nie przypuszczałam, że wówczas miałam aż tak wielką siłę, jaką przypisuje mi Lech Krzyżaniak, że zniszczyłam gazetę (WS), której nawet nie byłam red. naczelnym, a która była przecież organem TMZW.
Ba! że nawet zablokowałam zmiany w ratuszu na całą kadencję! Nawet nie byłam radną…, bo jak pisze L.K. powyżej: „przerżnęłam wybory”…
Kto by przypuszczał, że miałam aż taką siłę… Cyt.:

Wg mnie od II połowy 2001 r zniszczyłaś wiarygodność Wronieckich Spraw – patrz załącznik – /13 lat minęło/ i głównie Ty zablokowałaś, że zmiany w Ratuszu nie nastąpiły już w 2002 r – zmarnowałaś dla społeczeństwa całą kadencję 2002-2006.

Gdybym wówczas to wiedziała…. :)

I tyle.

Szwarc Gapa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *