List w sprawie…

Od pewnego czasu mam wrażenie, że ludzie w końcu przestali chować głowy w piasek i zaczęli mówić głośno, powtarzam, głośno lub pisać o tym, co ich tak naprawdę w naszym mieście irytuje. Nie wszyscy jeszcze chcą, by podawać ich dane, ale dla redakcji są rozpoznawalni. Część dyskusji toczy się na Fb, część tutaj, pod postami. Wiem, że nie wszyscy mają Fb, a niektóre wpisy są naprawdę przemyślane, więc od czasu do czasu publikuję je w tym miejscu. Proszę zwrócić uwagę, że to nie jest hejt na to, co dzieje się w tej chwili wokół nas, ale spokojna wypowiedź kogoś, kto mieszka w tym mieście od urodzenia i w sumie nie chciałby się stąd wyprowadzać, a jednak coraz częściej o tym myśli…

Kiedyś, jeszcze 10 lat temu, Wronki były uroczym, fajnym miastem. Wiadomo było, że to nie rajski zakątek, ale dało się spokojnie i przyjemnie żyć. Co prawda wtedy tego nie doceniałam, ale w porównaniu do chwili obecnej stwierdzam, że do mniej więcej 2010-2012 było całkiem ok.

Wtedy irytowały mnie te same wronieckie twarze na ulicach, ale dzisiaj z nostalgią wspominam monokulturowość tamtego miasta. Trudno mi przypomnieć sobie, żeby po Wronkach i okolicach krążył typ włamujący się ludziom do mieszkań albo żeby po spacerze w lesie na Borku można było sobie skompletować strój roboczy do pracy na produkcji w Samsungu.
Każdy wiedział, że w okolicach 14-tej będzie chwila przestoju na Mickiewicza, ale ogólnie nie było żadnego problemu z przejazdem z Borku na cmentarz parafialny w czasie krótszym niż 7 minut.
Jeśli zresztą mówimy o Borku, to osiedle wydawało się wtedy „sypialnią Wronek”, dziś przypomina raczej Radom gminy.
Wracając z Karczmy Brackiej człowiek mógł się najwyżej obawiać tego, że na „cepku” koło Amiki piwo będzie nie z lodówki, a nie, że może zostać napadniętym i sprawcy „nie uda się zidentyfikować z powodu braku możliwości porozumienia się z nim w języku polskim.”
Lidl, Biedronka czy Chata Polska miały dokładnie taki sam asortyment jak sklepy tej samej sieci w Szamotułach czy Czarnkowie.
Zresztą mieszkaniec Wronek miał jako takie poczucie, że miasteczko się rozwija i że wszystko idzie w lepszym kierunku.

A dzisiaj?

Nie wiem, czy ktoś ma jeszcze nadzieję na to, że potencjał naszego miasta nie zostanie zmarnowany.
Że będzie można z Wronek wyjechać i do nich wjechać tak, jak powinno się wyjeżdżać i wjeżdżać do miasta o tej powierzchni i liczbie mieszkańców.
Że na osiedlach zapanuje logika w planowaniu przejść dla pieszych i skrótów dróżek.
Że to wronczanie będą na pierwszym miejscu.
Że po zakupy, rozrywkę czy lekarza specjalistę nie trzeba będzie wyjeżdżać do innych miast.

Ja nie mam już nadziei, jedynie liczę na to, że uda mi się stąd jak najszybciej wyprowadzić.

A.K.

KOMENTARZ:

Oferty Pracy Wronki

Mam podobnie.

To moje miasto, które kocham i też ze smutkiem patrzę, jak zamienia się w miejsce, z którego pragnęłabym uciec…

Ale póki co tego nie zrobię. Raczej jeszcze powalczę o nie; o jego odzyskanie z niewoli.

Czy mi się to uda – nie wiem. Ale walczyć będę, jakem Grażyna!

I mam nadzieję, że nie skończę jak ona, liczę, że na czas pojawi się jakiś rycerz w czarnej zbroi do pomocy…

Szwarc Gapa

 

komentarzy 7

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *