Odpowiedź Roberta Dorny na treść felietonu
|Publikujemy odpowiedź burmistrza Roberta Dorny na treść felietonu „Pismo z Ratusza w klimacie powieści George`a Orwella”, który ukazał się w trzecim numerze Wronieckiego Bazaru.
Felieton z „Bazaru” w klimacie baśni Andersena
Odpowiedź redaktorowi W.A.
Z przykrością przeczytałem Pański felieton pt. „Pismo z Ratusza w klimacie powieści George`a Orwella” w ostatnim numerze „Wronieckiego Bazaru”. I nie jest to bynajmniej uczucie wywołane tym, że w swoim tekście brutalnie uderzył Pan we mnie. Nawet nie tym, że pomówił mnie Pan, bo tak językiem prawniczym trzeba nazwać sugerowanie, iż celem mojego działania jest torpedowanie inicjatyw społeczników, a w moim piśmie wyraziłem złość, użyłem gróźb i zastraszałem petenta.
Odebrałem Pana tekst z przykrością, ponieważ zmartwiło mnie to, jak dalece młody dziennikarz potrafi nie rozumieć rzeczywistości, którą próbuje opisać. Odczułem też swoistą przykrość pedagoga – przez długie lata starałem się nauczyć młodych, czym był totalitaryzm i jak należy rozumieć książki Orwella, a tu nauki prawi mi młody człowiek, który niewiele z tych kontekstów rozumie.
Jestem osobą publiczną, moje działania podlegają krytyce – to oczywiste. Gdy to uzasadnione, zawsze przyznaję się do winy i kajam za popełnione błędy. Ale nie mogę pozwolić, żeby ktoś przypisywał mi czyny, których nie popełniłem. Tym bardziej, jeśli postanowił obsadzić mnie w roli czarnego charakteru tylko po to, aby napisać współczesną baśń i przy okazji popisać się znajomością nazwiska Orwell.
Pańska baśń, panie Waldemarze, jak to baśń, przedstawia uproszczony, czarno-biały i odrealniony świat. Jest zatem szczęśliwa położona w puszczy osada Chojnowo (której mieszkańcy, gdzie tylko chcą, stawiają tablice, układają głazy, wytyczają drogi). Jest baśniowe życie (ludzie wspólnie i radośnie pracują, równają drogi, opowiadają tradycyjne klechdy o przodkach, współpracują miło z gajowym oraz wspominają z rozrzewnieniem czasy, kiedy król Kazimierus ze stolicy przyjeżdżał ze swą świtą i razem z nimi radośnie pląsał, odsłaniając kolejne tablice i głazy). Jest szlachetny, piękny i uwielbiany przywódca gromady Jarosławus (którego życie na tym tylko płynie, aby uszczęśliwiać mieszkańców Chojnowa, a i poza granicami osady, wręcz w całym królestwie, siać pokój, radość i inspirować innych do poświęceń oraz ofiarnego życia). Właśnie ów nietracący entuzjazmu bohater postanowił dla szczęścia wspólnego kolejną tablicę odnowić i swymi strudzonymi ramionami drogę leśną wyrównać. Ale, jak to w baśni, jest czarny charakter – wredny, złośliwy, czerpiący satysfakcję z rzucania kłód pod nogi ludziom dobrym – królewski namiestnik don Roberto (kłaniam się, bo w tej roli ja). W tej historii don Roberto pisze do Jarosławusa pismo tak ohydne, że litery w nim aż zgrzytają z nienawiści, a obraża postawę społecznikowską tak dotkliwie, że każdy zwykły społecznik (bo na szczęście Jarosławus jest społecznikiem nadzwyczajnym i niezłomnym) załamałby się i do kresu swych dni już żadnego dobrego uczynku nie zrobił. Nie ma tylko happy-endu, ale autor zapowiada, że na niego czeka. Może zatem baśń zakończy się, jak powinna – Jarosławus będzie żył długo i szczęśliwie (bo gajowy pozwoli mu zmienić las w wielki plac, na którym będą tylko drogi, tablice i pamiątkowe głazy), a don Roberto krótko i boleśnie (bo np. król Mirosław wywali go na zbity pysk, a do odpisywania petentom zatrudni jakiegoś zdolnego baśniopisarza, żeby wszyscy petenci byli zawsze zadowoleni).
Tyle w świecie Pańskiej baśni. A teraz rzeczywistość – bo dziennikarz powinien opisywać rzeczywistość:
- Pan Jarosław Mikołajczak napisał do Nadleśnictwa Wronki nie jako „petent”, ale jako sołtys sołectwa Chojno. Elementarna znajomość prawa samorządowego wystarcza, aby wiedzieć, że sołectwo jest jednostką pomocniczą gminy. Działa więc w imieniu gminy i burmistrza. Odpowiedzialność za działania sołtysa spada zatem na gminę.
- Środki finansowe sołectwa są środkami budżetowymi gminy. Można je wydawać wyłącznie na zadania własne gminy (polecam lekturę ustawy o samorządzie gminnym). Prosty wniosek – działaniem niezgodnym z prawem byłoby wydawanie tych środków na utwardzanie drogi należącej do Lasów Państwowych czy na stawianie tablicy przy takiej drodze.
- Takie mamy realia prawne, że nie można sobie budować czegokolwiek gdziekolwiek (odsyłam do prawa budowlanego). Na posadowienie trwale związanej z gruntem tablicy wymagane jest tzw. zgłoszenie w starostwie.
- Moja reakcja na list pana Jarosława (którego aktywność bardzo sobie zresztą cenię) nie miała na celu powstrzymania społecznej inicjatywy, ale upewnienie się, że sołtys (a więc reprezentant sołectwa, a więc – de facto – reprezentant Gminy Wronki) dopełnił formalności i zamierza postępować zgodnie z przepisami.
- W moim piśmie nie ma nawet słowa, które świadczyłoby o mojej niechęci do chojeńskiej inicjatywy.
- Sprawa jest dawno wyjaśniona, a pan Jarek przyznał, że szum wokół niej tylko wszystkim zaszkodził.
Proszę też przyjąć kilka płynących z życzliwości rad:
- W swoim dziennikarskim zapale proszę nie tracić rozsądku i miary. „Orwellowskich” zabiegów użył właśnie Pan. Pominę już wcześniej wspomnianą redukcję świata do czarno-białego schematu. Podam dwa inne przykłady. Tak zacytował pan moje zdanie: „Utrzymanie drogi (…) z pewnością zadaniem gminy nie jest”. To brutalna manipulacja – wycinając część środkową (w której tłumaczę, że chodzi o drogę nie będącą własnością gminy) pomawia mnie Pan o nieznajomość prawa. A już szczytem jest konstrukcja, w której wmawia Pan czytelnikom, że moje pismo ma niedopuszczalną formę, a na dowód przytacza Pan cztery zdania zawierające zwrot „PROSZĘ”. Doprawdy nie wiem, jak inaczej mógłbym wyrazić prośby do pana Mikołajczaka. Pana zdaniem urzędnik nie powinien prosić?
- Proszę (że użyję tego niedopuszczalnego słowa) przeczytać Orwella (na początek może „Folwark zwierzęcy”) ze zrozumieniem.
- Żal mi, że zabito w Panu ducha społecznika. Ja mam dwa razy tyle lat co Pan, a tego ducha w sobie mam. Może proszę spróbować zmodyfikować swoje pojęcie postawy społecznikowskiej. Motto „chcę robić dla innych to, co chcę” proszę zmienić na „chcę robić dla innych to, co chcę i co mogę”. Może chociaż duszek się w Panu odrodzi.
Z życzeniami rozwoju warsztatu dziennikarskiego (lub zdecydowania się na karierę baśniopisarską).
Robert Dorna
zastępca burmistrza Wronek