Rozważania na łóżku szpitalnym

Kolejny felieton Tomasza Ziółka. Tym razem na łóżku szpitalnym  o przemyśleniach na temat praworządności

Oferty Pracy Wronki

Czasami  pobyty w szpitalu przynoszą korzyści nie mające nic wspólnego z podstawową przyczyną tego, że się tu trafiło, a więc leczeniem schorzenia. Jedną z nich jest poszerzenie znajomości, poznanie życiowych historii i poglądów osób spoza   dotychczasowego kręgu znajomych. Wprawdzie rzeczywistość szpitalna bardzo odbiega od tej, która jest pokazywana w serialach telewizyjnych, ale faktem jest, że rozmowy między pacjentami leżącymi w tej samej izbie chorych bynajmniej nie ograniczają do tematyki zdrowotnej. Bywa tak, że pacjenci z licznymi schorzeniami budzą podziw dla swojego optymistycznego podejścia do życia i umiejętności rozmawiania o swoich życiowych planach. Bywa i odwrotnie, pacjenci ze stosunkowo niewielkimi problemami zdrowotnym  potrafią tylko narzekać i użalać się nad swoim losem.

Zdarzyło się, że poglądy wygłaszane przez jednego z pacjentów, a konkretnie pacjentkę wprawiły mnie w osłupienie. Pani miała, jak większość pacjentów oddziału kardiologicznego, wszczepiony stent i rozmowa dotyczyła złogów cholesterolowych powodujących konieczność przeprowadzenia tego zabiegu:

– Najnowsze badania  wykazały, że w tych złogach są głównie oleje roślinne. Nie ma w nich żadnego smalcu, czy masła, ale jest tam  olej rzepakowy, lniany, trochę  mniej oliwy z oliwek. Stwierdziła autorytatywnie.

Próbowałem protestować zwracając uwagę na to, że w krwi nie ma żadnej margaryny, czy smalcu bo te rzeczy są trawione przez nasz układ pokarmowy. Pani nie próbowała ze mną na ten temat dyskutować, stwierdziła jedynie  lekceważąco:

– Pan nie zapoznał się z wynikami najnowszych badań.

Wobec takiego argumentu uznałem, że kontynuowanie dyskusji na rozpoczęty temat byłoby  bezcelowe i nieskuteczne. Dodam, że na stoliku pacjentki, na którym stawia się zwykle najbardziej niezbędne przedmioty, leżał nowiusieńki egzemplarz „Gry szklanych paciorków” Hermana Hessego. Tom był  opasły i  nie zauważyłem, by posiadaczka kiedykolwiek go czytała. Kiedy  panią zapytałem o „Wilka stepowego”, odpowiedziała, że u nas to zwierzę nie występuje.  Nie wiem jaki cel miało eksponowanie ambitnej i przeznaczonej dla wąskiego kręgu odbiorców literatury, ale myślę, że zamaskowanie głupoty jest zadaniem niewykonalnym.

Chcąc uniknąć emocji, jakie w Polsce wywołują dyskusje na tematy polityczne, większość pacjentów ich nie podejmuje. Nie można się temu dziwić, bo psują atmosferę i mogą podnieść ciśnienie, co może mieć negatywny wpływ na proces leczenia, zwłaszcza na oddziale kardiologicznym. Wyjątkiem był nieco ode mnie młodszy pacjent, który nie krył  swoich sympatii dla dobrej zmiany, ale zachowywał się w sposób profesjonalny, nie denerwował się i w sytuacji, gdy interlokutor  przedstawiał mu argumenty, na które nie miał odpowiedzi, nie przechodził na wyzwiska. Czytelnicy wiedzą , że jestem sceptycznie nastawiony do polityków, ale nie popieram osób, które zamiast merytorycznych argumentów dotyczących  danej sprawy próbują wykazać jak głupi i podli są ci, którzy mają inne poglądy. Przeobraża to dyskusję w zwykłą pyskówkę między przekupkami, w której zamiast argumentów padają epitety. Dlatego, chociaż cenię wolność słowa, nie podziwiam kunsztu artysty, który powiedział o prezydencie, że jest debilem. Wprost przeciwnie – uważam, że używanie podobnych „środków wyrazu” przekreśla jakąkolwiek wartość artystyczną wypowiedzi. Nie można również zapominać, że od języka pogardy jest tylko mały kroczek do języka nienawiści. Niezależnie od tego, po prostu wymagam od artystów więcej inteligencji i inwencji twórczej.

Przypierałem mojego rozmówcę do muru podając przykłady nieudanych reform, kumoterstwa osiągającego w kręgach władzy niespotykane rozmiary, przekształcenia mediów publicznych w narzędzie propagandy, służące wyłącznie rządzącej partii. Miał na to jedną odpowiedź: winni są ludzie, a nie system. Argument brzmiał jak echo hasła znanego z bardzo odległej przeszłości: „socjalizm – tak, wypaczenia – nie”. Sęk w tym, że przedstawiał on nie istniejącą alternatywę, bowiem nie ma systemu bez ludzi. W wielu dziedzinach udowodniono, że najsłabszym ogniwem każdego systemu jest człowiek. Tzw. czynnik  ludzki jest najczęstszą przyczyną wszelkich awarii, wypadków komunikacyjnych, wypadków przy pracy, katastrof lotniczych. To ludzie tworzą mafie, kasty, kliki, biorą łapówki i kierują się w swoim postępowaniu kumoterstwem. Zadaniem prawidłowo funkcjonującego systemu politycznego jest ograniczenie wpływu czynnika ludzkiego na jego działanie i nie dopuszczenie, by partykularne interesy dominowały nad dobrem wspólnym.  W systemie politycznym jakim jest państwo, służy temu trójpodział władzy, tj. oddzielenie władzy wykonawczej, ustawodawczej i sądowniczej oraz kontrola społeczna wykonywana przez niezależne od władzy media  i organizacje społeczne. Państwo, w którym zabezpieczenia te wymontowano, jest bezbronne wobec prowadzących nieuchronnie do patologii całego aparatu władzy ułomności natury ludzkiej. Historia niejednokrotnie wykazała, że różnego rodzaju reformatorzy mieli rację krytykując niedoskonałości dotychczasowego systemu i mylili się wyłącznie w jednej sprawie, mianowicie byli w błędzie twierdząc, że oddanie całej władzy w jedne silne rewolucyjne czy dyktatorskie ręce cokolwiek uzdrowi.

Parę lat temu przeczytałem książkę o dywizjonie 303 „Sprawa honoru” amerykańskich autorów  Stanleya Clouda i Lynne Olsona. Pamiętam jakie było moje zdziwienie, gdy dowiedziałem się, że Polska międzywojenna nie była przez amerykańską opinię publiczną uważana za państwo w pełni praworządne. Przyczyna tego była prosta: władzę w niej sprawowali ludzie, którzy ją zdobyli w wyniku zbrojnego zamachu stanu, a więc osoby, które popełniły największe przestępstwo przeciwko porządkowi konstytucyjnemu. Bez względu na motywy działania osoby takie nie mogły być pozytywnymi bohaterami w państwie chlubiącym się najbardziej rozwiniętą demokracją na świecie. Dla Amerykanina najwyższą wartością jest konstytucja i każdy, kto ją narusza, zasługuje na potępienie; dobre intencje nie są żadnym usprawiedliwieniem popełnionego przestępstwa. Umowa społeczna zawarta przez wszystkich Amerykanów obowiązuje jednakowo wszystkich, bez żadnego wyjątku.

Często się zastanawiam, czy u praźródeł polskich problemów z państwem prawa nie leży doktryna, że w dobrych intencjach można porządek konstytucyjny naruszać. Intencją taką może być, według niektórych polityków, chęć naprawienia państwa. Naprawa ta zaczyna się od reformy, w której cofa się wszystkie poprzednie reformy. Nie naprawia się istniejącego prawa, ale pisze się je od nowa, nie zwracając uwagi na to, że nowe przepisy są często sprzeczne z już obowiązującym prawem i obowiązującą konstytucją. Nowe prawo wprowadza się często bez konsultacji, w pośpiechu, bez debaty parlamentarnej  i bez pogłębionej analizy jego skutków dla całego systemu prawnego. Niemniej jednak główną wadą jest to, że bardzo często ma ono na celu powiększenie zakresu władzy aktualnie rządzących polityków, a nie rzeczywistą poprawę funkcjonowania państwa.

Co z tego wychodzi, każdy widzi.

Tomasz Ziółek

1 komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *