Trener Lecha stąpa po ziemi

W hitowym spotkaniu poznańskiego Lecha z Legią Warszawa tryumfował wielkopolski ekstraklasowicz, ale jak mówi trener Maciej Skorża, wynik nie oznacza, że można popadać w hurraoptymizm.

Na fali wygranej z Legią (2:1), Lech wskoczył na fotel wicelidera Ekstraklasy, do warszawskiego klubu tracąc już tylko trzy punkty.

Wygrana nad arcyrywalem jest dla Kolejorza dużym powodem do radości, tym bardziej że na Bułgarskiej sztuka ta nie udawała się już od czterech lat – to właśnie we wiosennej części sezonu 2010/11 Artiom Rudniew dał Lechowi gola na 1:0.

Oferty Pracy Wronki

W najnowszym starciu obu drużyn, kluczowym momentem była sytuacja z 66. minuty, kiedy będącego na czystej pozycji Kaspera Hamalainena zastopował Arkadiusz Malarz – bramkarz Legii uczynił to już poza polem karnym, za co ukarany został czerwoną kartką.

Malarza zastąpił po tym Duszan Kuciak, ale jego start w bramce od samego początku był nieudany, gdyż do rzutu wolnego podszedł Barry Douglas. Szkocki pomocnik huknął pewnie i prosto do celu, ku uciesze poznańskich trybun.

Legia kolejny cios zebrała już cztery minuty później, ulegając Lechowi po błyskawicznej kontrze. Akcję zapoczątkował Karol Linetty, płynnie mijając rywali i posyłając przeszywające prostopadłe podanie w stronę nadbiegającego Hamalainena – Fin natychmiast ruszył w stronę Kuciaka, w sytuacji 'sam na sam’ nie dając Słowakowi żadnych szans.

Wygrana Kolejorza mogła być jeszcze bardziej okazała, ale gospodarze na własne życzenie ostatnie minuty spotkania rozgrywali w obawie o utratę kompletu punktów.

Osłabiona Legia swój cios zadała w 84. minucie, kiedy z 16. metra wycelował Michał Kucharczyk. Pilnujący bramki Lecha Jasmin Burić nie miał szans na obronę strzału pomocnika, ale Legia więcej nie ugrała.

Szanse miał z kolei Lech. Naprzeciwko Kuciaka znalazł się Szymon Pawłowski, ale nie wykorzystał świetnej okazji. Warszawiaków nękał też waleczny Zaur Sadajew, ale wynik spotkania nie uległ już zmianie.

Na ten moment kibice i sympatycy Kolejorza naczekali się bardzo długo, ale radość zwycięstwa wynagrodziła wcześniejsze niespełnione nadzieje.

Lech pokazał, że chce przerwać posuchę w pojedynkach na swoim terenie z warszawiakami, co widać było po agresji i intensywnej grze w pierwszej połowie.

Co prawda szamotanina nie poskutkowała wieloma okazjami bramkowymi w ciągu pierwszych 45 minut, ale pokazała, że piłkarska rywalizacja między drużynami jest żywa i zacięta.

Mimo niedociągnięć, w tym przespanej końcówki meczu, dzień ten należał do Lecha. Wygrana cieszy także trenera Macieja Skorżę, ale uspokaja on, że przed Lechem jeszcze wiele pracy.

„Cieszę się, że udźwignęliśmy spotkanie mentalnie i fizycznie. Pokonaliśmy Legię, ale nie zachłystujemy się, bo widzę, ile pracy przed nami”, ocenił.

Zdecydowanie mocnymi stronami zespołu była obrona, gdzie znakomicie zagrali Paulus Arajuuri i Marcin Kamiński. Poza kapitalnym Hamalainenem, wyróżnili się też Linetty i Douglas, a Sadajew zaimponował dużym postępem w grze zespołowej, chociaż nadal często szarżował samodzielnie.

Porażka Legii pokazuje, że kwestia mistrzostwa w żadnym razie nie jest jeszcze rozstrzygnięta, a sporo może namieszać nie tylko Legia, ale także Jagiellonia Białystok. Mimo porażki z Podbeskidziem Bielsko-Biała, Jaga wyrasta na największą niespodziankę sezonu, stale trzymając się w ligowej czołówce, a swoją obecność będą też chciały na pewno zaznaczyć Śląsk Wrocław oraz Wisła Kraków.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *