Wpisani w historię Wronek – Tadeusz Urbaniak – 40 lat od tragicznej śmierci
|Przypominam dziś życiorys długoletniego dyrektora wronieckiego Domu Dziecka Tadeusza Urbaniaka – autorstwa Krystyny Tomczak. Dyrektor Urbaniak zginął w pożarze Domu Dziecka 18 grudnia 1984. W tym roku minie 40 lat od tego tragicznego wydarzenia. Oprócz Niego w pożarze zginęło także ośmioro dzieci. Może warto jakoś to upamiętnić? Może chociażby tablicą na murze klasztoru lub murze wokół? Żyją jeszcze ci, którzy pożar przeżyli
Wpisani w historię Wronek
DŁUGOLETNI DYREKTOR DOMU DZIECKA
Tadeusz Urbaniak 28.05.1935 – 18.12.1984
Urodził się w Poznaniu w rodzinie Jana i Marianny z domu Krerowicz jako najstarszy syn. Mieszkali w małej miejscowości Kiszewo koło Gniezna. Miał brata Antoniego i siostrę Janinę.
Po ukończeniu Szkoły Podstawowej, wbrew woli ojca, pojechał na egzamin do Liceum Pedagogicznego w Wągrowcu i rozpoczął naukę. Świadectwo dojrzałości, ze specjalnością w zakresie wychowania fizycznego, otrzymał 2 czerwca 1955 roku.
1 sierpnia 1955 roku, z nakazu pracy, został zatrudniony w Państwowym Domu Dziecka w Czerniejewie w charakterze wychowawcy. Po trzymiesięcznej pracy został powołany do odbycia służby wojskowej.
W Czerniejewie dał się poznać jako sumienny wychowawca, społecznik, organizator różnych imprez sportowych, wycieczek pieszych i rowerowych (przejechali cały „szlak piastowski”) a także dłuższych wypraw w góry i nad morze. Dzięki Niemu dzieci po raz pierwszy ujrzały te wspaniale zakątki Polski.
W roku 1958 poślubił koleżankę z pracy – wychowawczynię D. Dz. Lucję Kaczmarek (absolwentkę Liceum Pedagogicznego dla wychowawczyń przedszkoli w Pile). Tu, w Czerniejewie, na świat przyszły dwie córeczki: Anna (1959) i Małgorzata (1963)
Awans na kierownika
Mając zaledwie 29 lat otrzymał propozycję objęcia stanowiska kierowniczego w jednym z trzech wskazanych Domów Dziecka w Wielkopolsce. Wybrał Wronki. Za porozumieniem stron, w 1964 roku Kuratorium Oświaty w Poznaniu powierzyło D. Dz. jego opiece. Wkrótce pracę podjęła także żona Lucja. Zamieszkali w mieszkaniu jednopokojowym przy ul. Chrobrego (po 10 latach w większym mieszkaniu, ale wymagającym remontu, przy remizie strażackiej na ul. Kościuszki).
- Urbaniak przejął obowiązki kierownika od p. Bożeny Chruściel. (Dom Dziecka „Caritas” został upaństwowiony w 1961 roku, wcześniej prowadziły go siostry Urszulanki).
Warunki w dzierżawionym Domu Sióstr przy ul. Kościuszki, dla blisko sześćdziesięcioosobowej Sierocej Rodziny były skromne. W obiekcie tym kilka pokoi zajmowały siostry zakonne (na parterze i I piętrze), na parterze była także kaplica. Dodatkowo na parterze funkcjonowało przedszkole.
Pomieszczenia przydzielone dla domu dziecka znajdowały się na I piętrze w sąsiedztwie pokoi sióstr. Tu były „uczelnie”(pokoje nauki); sypialnie z kilkunastoma łóżeczkami w każdym pomieszczeniu usytuowano na II piętrze i poddaszu. Wszystkie pomieszczenia ogrzewane były piecami kaflowymi.
Dzieci przydzielone były do trzech grup wychowawczych. Kuchnia była wspólna z oddzielnym personelem.
Problemów było dużo, ale najbardziej z tego okresu w pamięci mojej rozmówczyni – p. Lusi Urbaniak – pozostał pożar pomieszczenia kancelaryjnego na parterze – ogień na całe szczęście nie rozprzestrzenił się. Zawsze w takim momencie kierownik placówki jako pierwszy staje przed stróżami prawa. Musieliśmy przeżyć czas dochodzeń i rewizji. Na finał sprawy trzeba było trochę poczekać. Okazał się szczęśliwy, zarzuty zostały odrzucone, a pracownica winna podpalenia ukarana. Głowy nasze jednak nieco posiwiały..
Troska o nowy Dom
W roku 1969 Dom Dziecka przeniesiono do klasztoru po wcześniejszej adaptacji na placówkę oświatową dostosowaną do wymagań całodobowej opieki. (Wcześniej, w latach 1949-1965, w klasztorze mieścił się internat technikum z Leśnej).
Troska o jak najlepsze przystosowanie pomieszczeń zbliżonych do warunków dobrze funkcjonującej rodziny, były dla Tadeusza Urbaniaka zawsze bardzo ważne. Z uporem i determinacją docierał do wielu firm i sponsorów, a dzięki darowi przekonywania pozyskiwał ich serca dla swoich wychowanków.
W każdym niemalże dniu w Domu coś przybywało. Sale sypialno-mieszkalne były małe 3-4 osobowe, wyposażone w tapczaniki i najpotrzebniejsze mebelki, ściany w kolorach pastelowych z radosnymi obrazkami, okna z firaneczkami, dywaniki, kwiaty.
Świetlica wyposażona była w telewizor i sprzęt nagłaśniający, stół do tenisa stołowego, estetyczne jasne stoliki, wyściełane krzesełka i bogaty księgozbiór.
W pokojach nauki także były telewizory, co na ten czas było luksusem.
W kuchni i magazynach nie brakowało podstawowego sprzętu, mimo trudności w ich pozyskaniu.
Troska o dzieci
Troska o wychowanków była zawsze na pierwszym miejscu. Dyrektor pukał do wielu drzwi, aby pozyskać sponsorów, darczyńców na wpłatę na książeczkę mieszkaniową dającą szansę na usamodzielnienie pełnoletniego wychowanka. Pani Lusia zachowała w pamięci: Bank Spółdzielczy Wronki, Mleczarnię w Czarnkowie, Fabrykę Maszyn i Urządzeń Przemysłu Spożywczego „Spomasz”, Spółdzielnię Spożywców „Społem”. W dużym stopniu wspierani byli przez Fundację na rzecz wychowanków Domów Dziecka.
Troska o integrację dzieci z tych samych rodzin, była śmiałym projektem Dyrektora. Wroniecki Dom Dziecka prowadzony był „systemem rodzinkowym”. Z uwagi na duże doświadczenie w tym zakresie typowany był do kuratoryjnego eksperymentu (od 1985 r.), jako pierwszy Dom, w którym miały wychowywać się dzieci od niemowlęctwa (z pominięciem Domu Małego Dziecka) do pełnoletniości.
Kol. Tadeusz, znany był z tego, że rozproszone po różnych placówkach rodzeństwo odszukiwał i po przebrnięciu przez procedury przydziału przez Kuratorium w Pile, przywoził do „swojego” domu tworząc grupy mieszane wiekowo, ale skupiające rodzeństwo od przedszkola do końca szkoły podstawowej. Młodzież ucząca się w szkole średniej mieszkała w internatach, a do „domu” przyjeżdżała na „wyjazdówki”.
Wielu Wronczan na pewno jeszcze pamięta, jak w niedzielne popołudnia rodzina Urbaniaków wyjeżdżała rowerami ze swoimi wychowankami za miasto. Wiemy także o tym, że dzieci, które nie miały gdzie pojechać na święta, spędzały je wspólnie z tą rodziną. Podobnie było w wakacje. Namioty na podwórku prywatnym były nie lada frajdą i miały namiastkę atmosfery obozowej.
Tadeusz Urbaniak był aktywnym instruktorem Związku Harcerstwa Polskiego w stopniu podharcmistrza i wieloletnim członkiem komisji rewizyjnej Komendy Hufca. Z pasją i zaangażowaniem organizował lub współorganizował biwaki nad jeziorem i obozy nad morzem oraz na Wale Pomorskim. Podejmował się także organizacji obozów wraz z pionierami z Czechosłowacji zapewniając w ramach rewanżu wypoczynek swoim wychowankom poza granicami Polski.
Był Dyrektorem-Ojcem. Każde niepowodzenie dziecka, było jego niepowodzeniem. Mogę to potwierdzić, gdyż kilkoro dzieci z D. Dz. uczyło się w Szkole Podstawowej nr 2, którą w tym czasie kierowałam. Sporo czasu spędziliśmy w moim gabinecie dyrektorskim analizując dalszą drogę edukacyjną naszych wspólnych wychowanków.
Samokształcenie i aktywność społeczna
W czasie całego okresu pracy zawodowej systematycznie podnosił swoje kwalifikacje i pogłębiał wiedzę psychologiczno- pedagogiczną na różnych kursach i uczelniach.
Ukończył Studium Nauczycielskie z zakresu wychowania fizycznego i geografii, oraz studia magisterskie na Wydziale Nauk Społecznych UAM w zakresie pedagogiki opiekuńczo-wychowawczej w Poznaniu.
Mimo wielu obowiązków zawodowych poświęcał dużo czasu na pracę społeczną.
Od 1955 przez wiele lat pełnił funkcję prezesa Związku Nauczycielstwa Polskiego. Znaczącą płaszczyzną działalności była praca w Radzie Miejskiej we Wronkach. Od 28 kwietnia 1970 roku do 29 sierpnia 1972 pełnił funkcję Przewodniczącego Rady Miejskiej. Udzielał ślubów. Przez rok godził te obowiązki z nadzorem pracy w Domu Dziecka. Obawiając się jednak przerwania stażu pracy w szkolnictwie, w dniu 29 sierpnia 1972 roku zrezygnował z funkcji przewodniczącego Rady i powrócił na stanowisko dyrektora D. Dz.
W zbiorach pamiątek pozostało podziękowanie od członków Rady za ofiarną i miłą współpracę. Nie był to jednak koniec działalności w Radzie. Już 10 grudnia 1973 został ponownie radnym. W gronie radnych był także w kadencji 1978-82 i kolejnej 1984-88, którą niestety przerwała tragiczna śmierć.
Wyróżnienia
Za swoją 20-letnią działalność zawodową i społeczną otrzymał wiele wyróżnień, dyplomów, odznak, medali a wśród nich:
Złoty Krzyż Zasługi (1976); Medal Pamiątkowy Ministerstwa Oświaty i Wychowania z okazji Ogólnopolskiego Kongresu Nauczycieli (1977); Medal Komitetu Kultury i Turystyki (1980); Brązową Odznakę Honorową za zasługi w rozwoju województwa pilskiego (1984). Ponadto wyróżniony został Nagrodą Ministra Oświaty i Wychowania za wybitne osiągniecia w pracy dydaktyczno-wychowawczej (1974); Nagrodą Kuratora Oświaty i Wychowania w Pile (1979).
W ocenie współpracowników był człowiekiem prawym, pracowitym, życzliwym, bardzo wrażliwym, odpowiedzialnym i wyrozumiałym. Z pomocy Jego skorzystało wiele rodzin. Cechowała go pogoda ducha, poczucie humoru.
Miał wiele pasji – zbierał widokówki, znaczki, humorystyczne rysunki H. Derwicha z Ekspresu Poznańskiego, które zaprezentujemy od czasu do czasu na szpaltach gazety. Wszystko w zachowane w należytym porządku przetrwało. Zdecydowaną większość przejęli wnukowie.
Tragiczny Finał Życia
Pożar, w dniu 18 grudnia 1984 roku przerwał aktywną drogę, po której zmierzał ku doskonałości Domu Dziecka; do mającego się wkrótce rozpocząć eksperymentu. Wywiad w tym temacie przeprowadziła na początku grudnia 1984 roku dziennikarka z Radia Koszalin pani Jadwiga Koprowska i jego zapis udało się odtworzyć po 30 latach.
Słuchałam go kilka razy. Głos Tadeusza wzruszał do łez. Jeżeli uda się nawiązać kontakt z dziennikarką powrócę do tematu.
Zacytuję jedną z wypowiedzi z tego wywiadu a świadczącą o osobowości Tadeusza Urbaniaka: do jednego nie mogę przywyknąć po tylu latach pracy w Domach Dziecka. Nie mogę powstrzymać skurczu serca, gdy zrozpaczone, zszokowane powtarzają bezwiednie MAMO!
Ostatnia droga
Zginął w koszmarną, bardzo mroźną noc wraz z ośmiorgiem dzieci. Znaleziono Go przy czteroosobowej sypialni dzieci z tej samej rodziny. Węże były rozciągnięte, ale hydrant zawiódł. Warta też okazała się nieprzyjazna i wody nie dała, bo skuł ją lód…
Ostatnia droga Dyrektora wiodła od mostu, gdzie nastąpiło przejęcie trumny wiezionej z Czarnkowa, dalej ulicą Mickiewicza obok Domu Dziecka, gdzie kondukt przystanął na chwilę, dalej przez rynek, ulicą Sierakowską na cmentarz parafialny. Tragedia ta zrujnowała święta Bożego Narodzenia we wszystkich rodzinach wronieckich.
Na czas odbudowy dzieci przeniesiono do Domu Dziecka w Jastrowiu. Powołano Społeczny Komitet Pomocy Dzieciom. W 1987 roku dzieci powróciły do Wronek, aby w sierpniu 1991 roku opuścić je na zawsze. Wszystkie dzieci, po koszmarnych bojach społeczeństwa wronieckiego, przeniesione zostały do Złotowa.
Tekst: Krystyna Tomczak
Fot. z archiwum rodzinnego
Pamiętamy z siostrą pobyt w domu dziecka w latach 1973-1987.Wspominam bardzo dobrze P. Dyrektora i jego żonę, którą odwiedzałam jeszcze przed śmiercią. Wspominaliśmy czas naszego pobytu w domu dziecka. Dyrektor był wspaniałym wychowawcą, mogliśmy zawsze na niego liczyć, zawsze pomocny w każdej sytuacji, nigdy nas nie zawiódł. Dzięki książeczce mieszkaniowej ufundowanej przez Bank Spółdzielczy we Wronkach mogłam stanąć na własnych nogach, otrzymałam mieszkanie, o które wystarała mi się pani Łucja Urbaniak i tak zaczęłam życie na własną rękę. Mieszkam z siostrą nadal we Wronkach.
Dziękuję za ten komentarz. Proszę się ze mną skontaktować telefonicznie – 501 467 452 Grażyna
Może dałby się zorganizować jakiś wspólne spotkanie obiadowe z osobami, które były wówczas w 1984 roku w domu dziecka? Pani Janka Michalak pracowała w kuchni i pewnie znała też Pana Urbaniak. Może i ona zna dużo historii.
Spotkanie OBOWIĄZKOWE! Zaraz po wyborach, już w „nowej” rzeczywistości albo wśród „dialogu” wezmę się za sprawę. Na pewno ogłoszę, że szukamy kontaktów. Kilka mam :)