Jak się nie potknąć? Felieton Tomasza Ziółka

Jak się nie potknąć – to kolejny felieton Tomasza Ziółka. Zapraszam do lektury

Mid adult woman, writing to do list

Do sklepu wchodzi młody człowiek i skarży się, że zapłacił 1.500 złotych mandatu za zbyt szybką jazdę. Słyszy to prominentny polityk opozycji i komentuje:

Oferty Pracy Wronki

– No tak.  Szukają za wszelką cenę pieniędzy.

Nie myślę, że można mandatami naprawić budżetu państwa, bo jeśli uzyskane z nich kwoty byłyby zbyt wysokie, to obywatele zaczęliby mocno się pilnować, by mandatu nie zapłacić i zamiar zwiększenia dochodów budżetu spaliłby na panewce.  Tak było np. w Szwajcarii, gdzie po drastycznym podwyższeniu kwoty mandatów  przekroczenie dozwolonej szybkości prawie się nie zdarza. Mimo tego wcale nie twierdzę, że polityk nie wiedział, co mówi. Będąc wcześniej  członkiem elit rządzących doskonale wiedział, że rząd swoich pieniędzy nie ma i dlatego musi je znaleźć w kieszeniach podatników. Rząd  rozdając tekturowe czeki i wypłacając z budżetu państwa różne świadczenia socjalne próbuje przekonać nas, że robi to ze swoich pieniędzy.  Lubi po prostu przebierać się w strój świętego Mikołaja i być kochanym za otrzymane prezenty. Kto chce, niech wierzy, że to rządzący co jakiś czas mają nieodpartą chęć sprezentowania czegoś  swoim wyborcom. W rzeczywistości zawsze, kiedy jedną ręką rozdają pieniądze budżetowe, to drugą głębiej sięgają do kieszeni podatników. Zwiększenie wydatków i jednoczesne zmniejszanie przychodów jest, na dłuższą metę, niemożliwe.
O ile wypłacaniu dodatkowych pieniędzy towarzyszy głośna propaganda, to nad tematem większych obciążeń panuje głębokie milczenie. Z reguły jest tak, że najbogatsi ich unikną, a za rządowe prezenty wcześniej czy później zapłaci przeciętniak.

Rządowa propaganda na każdym kroku głośno podkreśla, że osoby o średnich dochodach na „Polskim Ładzie” nie stracą, dlatego nie wierzyłem własnym oczom, kiedy wprowadziłem kwotę mojej emerytury do rządowego kalkulatora i otrzymałem wynik: od 1 stycznia będę otrzymywał niższą emeryturę. Pomyślałem, że to pomyłka i porównałem moje wyliczenie z wynikami prezentowanymi w pismach zajmujących się tematyką ekonomiczną. Okazało się, że moje wyliczenia były prawidłowe. Dzisiaj mam już ostateczne  potwierdzenie obniżki mojej emerytury. W  styczniu 2022 roku otrzymałem z ZUS przelew mniejszy o kilkadziesiąt złotych od grudniowego.  Moja emerytura nie należy do najwyższych, kwota mojego świadczenia jest niższa, aniżeli przeciętne wynagrodzenie, które III kwartale 2021 roku wynosiło 5.657,30 zł. Propaganda rządowa twierdziła, że wszyscy mający dochody mniejsze od  12 tys. zł na reformie nie stracą. Ja nie otrzymuję nawet połowy tej kwoty. Rząd usprawiedliwia zwiększenie obciążeń podatnikom o średnich dochodach pomyłką przygotowujących projekt ustawy i obiecuje wyrównać straty w następnym miesiącu. O ile ktoś nie zapomni o emerytach albo znów się pomyli. Swoją drogą  nie jestem  spokojny o swoją niezbyt wysoką emeryturę, na którą ponad 50 lat płaciłem składki.  Władze uważają, że pracowałem zbyt długo i należy mi się mandat. Gdybym pracował krócej, to otrzymałbym od rządu nagrodę. To, że  być może nastąpiła pomyłka jest słabą pociechą, bo dostaję gęsiej skórki, kiedy pomyślę o tym,  że nasze wspólne pieniądze powierzono patałachom, którzy nie potrafią wyliczyć podatkowych skutków swojego majsterkowania przy cudzych dochodach.

Rozumiem gorycz tych, którzy  są  faktycznie sponsorami reform Prawa i Sprawiedliwości. Są wśród nich np. osoby prowadzące działalność na własny rachunek, bynajmniej nie należące do najbogatszych. Trzeba naprawdę być cynikiem, by chwalić się rozdawaniem pieniędzy  zabranych innym i udawać, że zostały zdobyte dzięki własnej  mądrości i zapobiegliwości. A powinny być przeprosiny za brak gotowości do poświęceń ze strony elit politycznych, bo rozpoczęły reformę od tłustych podwyżek swoich apanaży. Te podwyżki również zostały sfinansowane z pieniędzy podatników. Jeśli głosujący za podniesieniem podatków posłowie chcieli pokazać swoją solidarność z biedniejszymi, to dlaczego nie zaczęli od siebie? Najwyraźniej uznali, że nie warto zaciskać swego pasa, zmuszenie do tego innych jest znacznie bardziej opłacalne.

Prawie regułą jest, że prezenty dla wyborców są rozdawane po spadku notowań partii rządzącej. Mają one odwrócić uwagę od  niekorzystnych dla niej zjawisk, takich jak afery, nepotyzm, niekompetencja. Są doraźną reakcją na aktualną sytuację polityczną.  Nic dziwnego, że propozycje rządowe są przygotowywane w pośpiechu, bez konsultacji i bez analizy długofalowych skutków wdrażanych pomysłów, co odbija się na słabej jakości rozwiązań prawnych zawartych w związanych z nimi przepisach. Przepisy te są przedstawiane opinii publiczne w pokrętny i zgmatwany sposób. Zamiast uczciwej informacji o źródłach finansowania kosztów reform oraz wyczerpującego objaśnienia nowych zasad opodatkowania mamy do czynienia na  każdym kroku z reklamą poczynań rządu.

————————————

Jesteśmy w poczekalni przyszpitalnej przychodni lekarskiej. Na krzesłach siedzi wielu pacjentów, wszyscy w maseczkach… No niezupełnie, bo wśród pacjentów jest para bocianów. Przykryli  maseczkami tylko usta, natomiast dziób wystaje ponad nie. Widok w Polsce bardzo częsty i nikt nie zwraca uwagi osobom noszącym w ten sposób maseczki, po prostu wszyscy uważają, że byłoby to rzucaniem grochem o ścianę. Są jednak wyjątki. Do przychodni wchodzi dobrze ubrana pani w średnim wieku i mówi się do pary nie zakrywającej nosa.

– Czy wiecie, że wasze maseczki nic nie dają.  Proszę natychmiast zakryć nos! Jesteście zagrożeniem dla innych pacjentów! Nie można narażać siebie i innych na ciężką chorobę.

Mężczyzna, wyraźnie zmieszany, wciągnął maseczkę na nos. Kobieta zareagowała wyraźną agresją .

–  Kto panią upoważnił do pouczania innych?! Nie muszę się pani tłumaczyć, że po założeniu maski na nos trudniej mi się oddycha. Nie będę pokazywała zaświadczenia lekarskiego, bo nie muszę. Jak pani nie chce się zarazić, to niech pani usiądzie półtora metra ode mnie. Jak pani śmie zwracać mi uwagę!

Pani w średnim wieku nic nie odpowiedziała. Nie usiadła również półtora metra od zdenerwowanej pani bocian. Wyjęła z torebki klucz i otworzyła drzwi gabinetu lekarskiego. Po chwili rozpoczęła wywoływanie swoich pacjentów…

28 listopada odbyło się w Szwajcarii referendum, którego przedmiotem były m. in. bardzo ważne zmiany przepisów dotyczący walki z pandemią covid 19. Twórcom tych zmian chodziło o to, by w sposób pośredni wprowadzić obowiązek szczepień. Wiadomo, że nie można zastosować bezpośredniego przymusu zaszczepienia. Widok policjanta doprowadzającego delikwenta do punktu szczepień jest rzeczą niewyobrażalną.  Z tego powodu wiele krajów decyduje się na przepisy, które ograniczają dostęp do pewnych usług i do pewnych zawodów osobom, które nie wykonały szczepień ochronnych, potwierdzonych odpowiednim certyfikatem.  Jedno z pytań referendalnych dotyczyło właśnie obowiązku przedstawiania tych certyfikatów.  Pytanie o certyfikaty nie było jedynym pytaniem dotyczącym walki z pandemią. Szwajcarzy poszli dalej, bowiem kolejne pytania referendalne zawierały kontrowersyjną propozycję, by wprowadzić system śledzenia kontaktów osoby zakażonej w celu wykrycia źródła zakażenia. Sprzeciw wzbudzało również pytanie zawierające propozycję zwiększenia uprawnień władz administracyjnych do wprowadzania ograniczeń związanych z pandemią. Przeciwnicy proponowanych zmian wskazywali, że osoby niezaszczepione będą niesłusznie dyskryminowane, że śledzenie kontaktów osoby zakażonej będzie prowadziło do elektronicznego nadzoru nad społeczeństwem,  a obowiązek przedstawiania  certyfikatów będzie pośrednim wprowadzeniem przymusu szczepień. Wskazywali również na to, że w wyniku zmian prawa większe będą kompetencje władz federalnych, czego Szwajcarzy nie lubią. Trzeba podkreślić, że argumenty przeciwników referendum nie zawierały pseudonaukowego ględzenia zawartego  zazwyczaj w rozważaniach antyszczepionkowców.

Przeciwnicy obowiązkowych szczepień przegrali referendum. Za proponowanymi zmianami było około 62% jego uczestników. Przeciwnicy szczepień oczywiście podnieśli po przegranej wielki raban, że są uciśnioną mniejszością, którą  większość lekceważy i z nią się nie solidaryzuje. Tym niemniej musieli zgodzić się z wyrażoną w demokratyczny sposób wolą większości, która uznała, że nie można solidaryzować się z tymi,  którzy sami nie solidaryzują  się z najsłabszymi.  Szwajcarskie referendum rozwiało pewien mit forsowany przez polskie władze. Nieprawdą jest, że w Polakach jest jakiś nadzwyczajny gen sprzeciwu, odróżniający ich od innych nacji. Podział społeczeństwa na zwolenników i przeciwników szczepień jest w Szwajcarii podobny jak w Polsce. To nie gen sprzeciwu, ale kunktatorstwo rządzących jest powodem, że wszyscy jesteśmy zakładnikami mniejszości.

———————————————-

Politykę zdominowali się specjaliści od marketingu politycznego. Rząd nie podejmuje żadnych działań, których nie można wykorzystać do zjednania sobie wyborców, natomiast  z wielką determinacją wykorzystuje każdą okazję, by przypodobać się którejś z grup wyborców. Byłoby cudownie, gdyby podobną determinację wykazywał, gdy chodzi o ochronę życia obywateli.  W czasie panującej od 2 lat pandemii umarło z powodu covid19 już ponad 100 tys. ludzi.  Należymy do krajów, w których śmiertelność jest najwyższa i mimo tego rząd nie podejmuje zdecydowanych działań mających na celu lepsze zabezpieczanie przed skutkami zakażenia koronawirusem. Bo więcej korzyści politycznych daje  szperanie w kieszeniach podatników. Wprowadzanie obowiązków i ograniczeń mających na celu ochronę życia ludzkiego nie przynosi popularności i dlatego rząd wybrał bezczynność. Bo jeśli leżysz, to się nie potkniesz.

Tomasz Ziółek

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *