Mity dla naiwnych – felieton Tomasza Ziółka

Jako dzieci bardzo lubiliśmy legendy. Zapładniały one naszą wyobraźnię  i czyniły odwiedzane miejsca ciekawszymi i bardziej zagadkowymi. Historia miast i zamków byłaby nudna, gdyby nie  żyły w nich tajemnicze damy oraz ich rycerze, nie rozgrywały się w nich mrożące krew  wydarzenia i nie miały miejsce niewytłumaczalne zjawiska. Dorośli przestają wierzyć w  dziecięce fantazje, co nie znaczy, że mity i legendy są w ich świecie całkowicie bezużyteczne

Oferty Pracy Wronki

Weźmy za przykład Arnolda Winkelrieda.  Był on jednym spośród żołnierzy kantonów szwajcarskich, które wypowiedziały posłuszeństwo Habsburgom. Historycy odnotowali, że zginął w rozegranej w 1386 roku bitwie pod  Sempach. W bitwie zginął również jeden z przywódców wojsk zbuntowanych kantonów Peterman von Gundoldingen. Legenda przedstawia sprawę nieco inaczej, że na czele oddziałów szwajcarskich walczył Arnold Winkelried i właśnie on odegrał kluczową rolę w bitwie nastawiając własną pierś na ostrza włóczni. W ten sposób ochronił swoich żołnierzy przed zakłuciem włóczniami nieprzyjaciela. Był on tak zaabsorbowany  kłuciem bohatera legendy, że jego towarzysze broni mieli czas na rozgromienie wroga,

Można zadać sobie pytanie,  czy wybiegając przed szereg i dając się zadźgać można pomóc kolegom  Przeciwnik nie jest przecież głupi, wszyscy wojownicy nie zagłębią grotów swojej broni w ciele jednego wojaka i w geście triumfu, z głowami uniesionymi ku niebu nie będą czekali, aż koledzy zadźganego rozprawią się z nimi.  Do zabicia pojedynczej osoby wystarczy jedna włócznia, pozostałe  będą trzymane przez wojowników chroniąc cały oddział, gotowe do zabicia kolejnego wroga. Po chwili dołączy do nich włócznia zabójcy i las ich ostrzy pozostanie równie nieprzenikniony, jak na początku. Wartość bojowa oddziału nie będzie ani trochę umniejszona. To przeciwnik będzie miał  o jednego wojaka mniej. Trudno dopatrzyć się sensu w taktyce Winkelrieda.   Złośliwi twierdzą, że   rycerz nadział się na dzidy wroga, bo koledzy wypchnęli nielubianego towarzysza z szeregu, a potem tuszowali swoje niecne zachowanie opowiadając, że sam wybiegł przed szereg chcąc chronić innych.

Winkelried mógł być również ofiarą własnej lekkomyślności i brawury. Jak było naprawdę, nigdy się nie dowiemy, bo VAR na polu bitwy nie było. Tam niemniej chyba wszyscy się zgodzą, że  treść legendy słabo trzyma  się kupy, co nie przeszkodziło w tym, by opowieść o rycerzu osłaniającym swoją piersią towarzyszy była przez długie wieki  symbolem poświęcenia dla  realizacji szlachetnych celów i wzorem do naśladowania dla innych.

Również we  współczesnej legendzie opowiadanej Polakom przez osoby bliskie władzy prawda przegrywa z mitem. Wszelkie próby poddania krytycznej ocenie treści legendy i wyrażenia wątpliwości w jej prawdziwość, są  uznawane za szarganie świętości, wyśmiewanie się patriotycznych uczuć, postępowanie niezgodne z racją stanu i sprzyjanie wrogom. Weryfikacja prawdziwości mitu jest możliwa, bo  w  przeciwieństwie do zdarzeń sprzed wieków, istnieją dowody materialne i dokumenty. Cóż z tego, jeśli do ich weryfikacji służy kropidło i kadzidło: kropidło – do egzorcyzmowania sceptyków działających pod wpływem szatana i kadzidło – do okadzenia osób wynoszonych przez legendę na piedestał i zadymienia prawdy. Wszystkie te zabiegi nie służą – jak w przypadku Winkelrieda – pokazywaniu szlachetnej, altruistycznej postawy, ale doraźnym celom politycznym.  Politykom była potrzebna heroiczna postawa wobec odwiecznego wroga i legenda jest jej dowodem.

Odnoszę wrażenie że dzisiejsi politycy pozazdrościli  epickich talentów Homerowi i bardzo często zakłamują rzeczywistość, tworząc przy różnych okazjach mity o swoich wielkich czynach i o własnej genialności. Nie muszą być to czyny szczególnie   bohaterskie, wymagające odwagi i poświęcenia. Niekiedy zwykłe głosowanie w sejmie, w komfortowych warunkach i sennej atmosferze, po dyskusji w prawie pustej sali obrad wystarczy, by przy dźwiękach fanfar ogłaszać swój sukces.

Przykładem tego może być konferencja prasowa Premiera Mateusza Morawieckiego  w dniu 2 stycznia 2023  roku  poświęcona … obchodom10 rocznicy decyzji poprzedniego rządu o podniesieniu wieku emerytalnego. Wycofanie się z  tej decyzji premier   uznał za sukces, który jest wart specjalnego podkreślenia. Trzeźwo myślącemu człowiekowi trudno jest zrozumieć, na czym ten sukces polegał. Głosowanie w sejmie za obniżeniem wieku emerytalnego  przy jednoczesnym zmniejszeniu  wysokości emerytur raczej nie jest czynem heroicznym. Wcześniejsze przejście na lichą emeryturkę… Nie każdy jest z tego zadowolony, bo politycy „dobrej zmiany” nie wskazali  żadnego cudownego sposobu by uniknąć negatywnego wpływu zmniejszenia sumy składek  na wielkość środków przeznaczonych na emerytury.  Nie wiadomo jak długo system emerytalny poradzi sobie z rosnącą liczbą emerytów i coraz  mniejszą  liczbą  osób płacących składki. Jest bardzo prawdopodobne, że przyszłe rządy będą zmuszone do podniesienia wysokości składek na ubezpieczenia  społeczne, by zapobiec nadmiernemu zbiednieniu emerytów. O zbliżającej się katastrofie demograficznej wszyscy wiedzą. Parę dni  przed konferencją premiera minister Czarnek zapowiedział zwolnienie w najbliższych 3 latach 100 tys. nauczycieli. Jeśli słowa ministra są zgodne z prawdą, to w krótkim okresie czasu  ubędzie ponad 800 tys. uczniów, co oznacza, w dalszej perspektywie, o tyle mniej pracowników. Na miejscu ministra nie poszedłbym do radia straszyć zwolnieniami nauczycieli, ale w pierwszym rzędzie ostrzegłbym premiera o zbliżającej się katastrofie. Najwidoczniej  minister uznał,  że okazja do postraszenia niepokornego i stale upokarzanego środowiska nauczycieli jest bardziej nęcąca od poważnej refleksji nad sytuacją, do której dojdzie niedługo po najbliższych wyborach. Horyzont czasowy wysiłków intelektualnych ministra nie wybiegł aż tak daleko.

Patrząc obiektywnie na decyzję o obniżeniu wieku emerytalnego nie można stwierdzić, że była ona pociągnięciem szczególnie korzystnym dla osób płacących składki na obowiązkowe ubezpieczenie emerytalne, tym niemniej politycy   mają okazję do świętowania. Decyzja nic nie kosztowała a przyniosła im sukces  polegający na zyskaniu głosów tych, którzy uwierzyli w mit, że Prawo i Sprawiedliwość uszczęśliwiło Polaków obniżając wiek emerytalny. Upamiętniono ją dziś, bo jutro trzeba będzie niej zapomnieć.

Politycy żyją dniem dzisiejszymi i dla doraźnych efektów nie cofają się przed stosowaniem chwytów wzorowanych na cyrkowych sztuczkach prestidigitatorów. Do klasycznego repertuaru iluzjonistów należy sztuczka, w której pokazują monetę, na oczach wszystkich wkładają ją w jakieś miejsce, po czym okazuje się, że pieniądz  zostaje znaleziony w zupełnie gdzie indziej. Niedawno wszyscy przekonali się, że sztuczkę tę można zastosować w makroskali, operując miliardami złotych. Iluzjonista, który ją wykonał wykazał, że posiada umiejętności  większe od Davida Copperfielda i Harrego Houdiniego.  Obniżył podatek VAT od cen paliw zapewniając, że zaoszczędzone w ten sposób pieniądze będą tarczą chroniącą kupujących paliwa przed drożyzną. W rzeczywistości okazało się, że mimo tego kroku i mimo spadku cen surowca ceny paliw pozostały na wysokim poziomie, ponieważ sprzedawca powiększył swoją marżę o środki zaoszczędzone  na podatkach. Prezes monopolistycznej spółki uznał, że niskie ceny mogłyby zaszkodzić, ponieważ niektórzy przeżyliby szok po powrocie do wyższych stawek podatkowych. W trosce o zdrowie psychiczne kierowców monopolista przywłaszczył sobie miliardy środków budżetu państwa  przeznaczonych na walkę z inflacją. Były państwa, które zabezpieczyły się przed wykorzystywaniem inflacji do  bogacenia się wprowadzając podatek od zysków nadzwyczajnych. My mieliśmy frapujące widowisko tarczą, która znikła, by znaleźć się u prezesa Obajtka.. Bo powinniśmy widzieć, że PiS rozdaje pieniądze. Kto chce, niech wierzy.

Kto chce niech wierzy, że sukcesy gospodarcze są wyłącznie wynikiem sprawności władzy, a nie koniunktury gospodarczej. Niech również wierzy, że obecne trudności są wyłącznie skutkiem czynników zewnętrznych. Demokracja przyzwyczaiła nas do tego, że politycy wychwalają swoje dokonania i atakują swoich przeciwników. Na tym polega jej istota i z tym należy się pogodzić, ale  trudno jest uznać za normę zastępowanie poważnej dyskusji o realnych problemach kłamstwami propagandowymi i działaniami mającymi na celu wyłącznie interes wyborczy patii politycznej. Niedobrze jest, kiedy propaganda zastępuje debatę nad problemami kraju. Przecież w tym celu politycy zostali przez suwerena zatrudnieni. Powinni o tym pamiętać poszukując w czasie konsultacji  najlepszych dla niego rozwiązań, a nie koncentrować się na zabiegach mających na celu zapewnienie ponownego kontraktu i związanych z tym osobistych korzyści. Robienie przy tym wody z mózgu jest wyrazem pogardy dla inteligencji swoich wyborców i liczenia na ich naiwność.

Tomasz Ziółek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *