[AKTUALIZACJA] Pioruny uderzyły w farę podczas mszy!
|Dwa pioruny trafiły we wroniecką farę podczas mszy świętej! Ze ścian leciał tynk, zgasły światła. Wyglądało to bardzo niebezpiecznie!
W sobotę, 9 maja w czasie wieczornej mszy św., podczas czytania ogłoszeń parafialnych, we wroniecką farę uderzyła fala piorunów!
Brzmiało to, jakby ktoś wrzucił do kościoła 16 odbezpieczonych granatów
– mówi bezpośredni świadek i uczestnik mszy.
Zgasło światło, przestały działać mikrofony, dzieci zaczęły płakać i krzyczeć, posypał się tynk w zakrystii
– dodaje.
Jak dowiedzieliśmy się od bezpośredniego świadka, dziś podczas wieczornej mszy św. we wroniecki kościół farny uderzyła fala piorunów. Było ich kilka po kolei, stąd efekt był wzmocniony. W kościele byli ludzie uczestniczący we mszy św. Na szczęście nikomu nic się nie stało, a w sumie mogło. Sąsiadka fary, p. Rybarczyk opowiada, że widziała, jak pioruny uderzyły w kura na wieżyczce przy wejściu głównym, a stamtąd błysk i dym poszedł po kablu zasilającym na zewnątrz, biegnącym do kościoła na chór i w drugą stronę na dom parafialny. Nagły blask przeraził ją bardzo, a huk ogłuszył.
Jak się okazało piorun nie skrzywdził ludzi, jednak poczynił straty. Ludzie przebywający na chórze otrzymali nadmiar emocji! Posypał się tynk, a ze ścian wyleciały puszki instalacji elektrycznej. Podobnie było w zakrystii, a także w domu parafialnym. W dopiero co wyremontowanym pokoju proboszcza posypał się tynk razem z puszkami z kablami zasilającymi.
Zgasło światło. Zamilkło nagłośnienie. Ponieważ był to prawie koniec mszy, ksiądz pobłogosławił wiernych i odesłał w pokoju do domu. Sam poszedł liczyć straty.
Na szczęście na wieczornej mszy był Sławomir Śniegowski (prywatnie znający się na prądzie). Obejrzał straty, a ponieważ zawsze ma przy sobie sprzęt – naprawił, co mógł.
Jest jednak problem, ponieważ nie działa nagłośnienie w kościele, a jutro Pierwsza Komunia Święta. Ksiądz proboszcz stara się o wypożyczenie na jutrzejszą uroczystość nagłośnienia z Borku.
Czegoś podobnego jeszcze nie przeżyłem
– opowiada Sławomir Śniegowski.
To było straszne przeżycie, tym bardziej, że nikt początkowo nie wiedział, co się stało
– dodaje.
Ale mogło być gorzej – mogło się skończyć nawet pożarem. Na szczęście ks. Maciej Kubiak remontując dach zadbał o porządne uziemienie i założył instalację odgromową, która uratowała teraz kościół.